Z dr Alicją DŁUGOŁĘCKĄ – psychoterapeutką, edukatorką seksualną i wykładowczynią akademicką – rozmawiała psycholożka, kulturoznawczyni Aleksandra PRZYBORA.
Aleksandra Przybora: Jak przemoc wpływa na funkcjonowanie człowieka?
Dr Alicja Długołęcka: Wiele zależy od tego, kiedy ta przemoc się wydarzyła i czy przy osobie krzywdzonej był ktoś, komu mogłaby zaufać. Trochę inaczej to wygląda, gdy ktoś, kto doświadczył przemocy w dzieciństwie, nie rozumiał tego, że był krzywdzony – a inaczej, kiedy doznał przemocy jako osoba dorosła.
Na czym polega różnica?
Człowiek dorosły jest w stanie dokonać interpretacji sytuacji przemocowej. Rozumie, że został skrzywdzony, wykorzystany, potraktowany instrumentalnie, że stał się czyjąś ofiarą – a przynajmniej ma taką potencjalną możliwość. Może więc zwrócić się o pomoc, dążyć do sprawiedliwości, do zadośćuczynienia. Nie musi obciążać się winą za to, co się zdarzyło. U takiej osoby dominują poczucie utraty zaufania, doznania krzywdy i reakcje lękowe. Po traumie osoba krzywdzona może również unikać sytuacji, miejsc, typów ludzi, które w różny sposób będą się kojarzyć z traumatycznym przeżyciem.
Dziecko zaś nie rozumie tego, co się wydarzyło. Jest emocjonalnie bezbronne. Bardzo często nie dysponuje nawet aparatem pojęciowym, żeby to komuś przekazać. Adekwatną ilustracją są nadużycia seksualne dzieci, które niekoniecznie muszą mieć brutalny przebieg. Dziecko w takiej sytuacji nie tylko nie zna pojęć, nie ma wiedzy, ale emocjonalnie może nie rozróżniać troski od krzywdy, którą mu się wyrządza, zwłaszcza gdy pochodzi od bliskiej osoby. Świadomość doznanej krzywdy i wykorzystania przychodzi później i wiąże się często z poczuciem winy, pomieszaniem uczuć i doznawaniem bólu psychicznego w odległym czasie od zdarzenia. Zaznaczam, że rozróżnianie przemocy na „lekką” i „ciężką” nie ma w związku z tym większego sensu. Faktem jest stosowanie przemocy przez sprawcę i przeżywanie cierpienia przez drugiego człowieka w jej wyniku. Opuszczenie, szarpanie dziecka, przysłowiowe „klapsy”, to wszystko jest przemocą, która zostawia w młodym człowieku trwały ślad. Nie pozwala mu się rozwijać. Zakłóca rozwój, czasem go hamuje.
Gdy człowiek rośnie, jego system nerwowy intensywnie się rozwija. Pod wpływem zdarzeń traumatycznych powstają pewne wzorce reakcji, które nie są adaptacyjne. Człowiek może przestać odróżniać sytuacje bezpieczne od niebezpiecznych. Zaczyna czytać je nieadekwatnie i nieadekwatnie na nie reagować. Jego reakcje nie są zharmonizowane z bodźcami z otoczenia, ponieważ jego system nerwowy jest ustawicznie nastawiony na reakcję obronną – wycofanie, ucieczkę lub zastygnięcie z przerażenia.
Czy takie zjawisko ma miejsce tylko w efekcie przemocy doświadczanej w dzieciństwie?
Nie tylko. Podobne mechanizmy zachodzą u dorosłych, nie tylko w zespole stresu pourazowego, także po zdarzeniach nacechowanych silnym lękiem. Ale człowiek dorosły, pomimo lęku, ma potencjalną sprawczość. Zazwyczaj wie, co się wydarzyło i może podjąć jakieś działanie – przede wszystkim może poszukać pomocy, zgłosić sprawę na policję, pójść na terapię. Kategoria dorosłości ma znaczenie, bo zupełnie inaczej funkcjonuje człowiek, który w swojej psychicznej bazie ma zaufanie do świata wyniesione z rodzinnego domu, a zupełnie inaczej ten, któremu to poczucie zostało odebrane bardzo wcześnie, jeszcze zanim ukształtował swoją tożsamość.
Często mówi się, że „ciało pamięta traumę”. Co to znaczy?
Organizm ludzki jest tak skonstruowany, abyśmy w stanie zrównoważenia byli spokojni, a jednocześnie uważni na to, co będzie wymagało reakcji. Mamy być gotowi na tę reakcję i reagować adekwatnie. Ale na sytuację przemocową nie sposób być gotowym… Nawet przemoc domowa, cykliczna, jest zaskakująca: nigdy nie wiadomo, w jakim nastroju tego dnia będzie sprawca… Czy dziś nas uderzy, czy przyniesie bombonierkę. Sprawca czasem, gdy ma poczucie winy, będzie nas przepraszać, przysłowiowo nosić na rękach. Właśnie ten element zaskoczenia powoduje, że tak silnie reagujemy cieleśnie. Mózg odbiera taki bodziec jako skrajnie zagrażający, uruchamia się układ współczulny, czyli tak zwana reakcja „walcz albo uciekaj”. Nowe badania z zakresu neurobiologii oraz teoria poliwagalna koncentrują się również na trzeciej możliwej reakcji – tak zwanym zastyganiu. To właśnie zastyganie jest tak silnie psychosomatyczne. W tym stanie nie możemy być świadomi i sprawczy… Im bardziej przeraża nas przemoc, której doznajemy, tym bardziej nie możemy konfrontować się z nią w sposób racjonalny. Gdy sytuacja nie może zostać poddana poznawczej ocenie, jest zamykana w ciele, somatyzowana. To właśnie nazywamy pamięcią ciała.
Podobno ciało pamięta nawet wtedy, gdy zdarzenie świadomie ulega zapomnieniu.
Taki powrót dzieje się zwykle poprzez rozpoznawanie w różnych sytuacjach bazowego doświadczenia emocjonalnego. Człowiek nagle kontaktuje się z jakimś uczuciem, do którego wcześniej nie miał dostępu i rozpoznaje je. Przez emocje uruchamia się to wspomnienie i doświadczenie. W procesie terapeutycznym ważne jest, żeby pacjentowi w tym przeżyciu towarzyszyć i pomóc mu w nim wytrwać, rozpoznać je i wyodrębnić. Przypomina mi się w tej chwili pacjent, który w pracy z ciałem odkrył, że napięcia, które miał w ciele – zwłaszcza w pośladkach, odbycie i w szczęce – pochodzą stąd, że ojciec bił go w dzieciństwie. Przy rozluźnianiu napięć nastąpiło wyraźne rozpoznanie uczucia i w efekcie przypomnienie źródła napięcia.
W jaki sposób ciało mówi o tym, co nam się przytrafiło?
Objawów i problemów jest mnóstwo. W obszarze moich działań związanych z seksualnością, jest ogromne sprzężenie pomiędzy przemocą a późniejszymi problemami. W populacji ogólnej około 20% kobiet cierpi na problemy seksualne, a wśród kobiet, które doświadczyły przemocy w dzieciństwie, problemy ma aż 87%. Seks nie kojarzy się im ani z bliskością i bezpieczeństwem, ani z przyjemnością i błogością. Unikają one relacji albo kompulsywnie angażują się w relacje nieoparte na bliskości.
A poza seksualnością?
Patrząc całościowo na cielesność – psychosomatycznie, przemoc koreluje z zawrotną ilością nieoczekiwanych problemów zdrowotnych. Chroniczne bóle, szczególnie migreny. Bóle menstruacyjne. Inne problemy ginekologiczne, na przykład vulvodynia i notoryczne infekcje. Cały układ odpornościowy słabnie, takie osoby częściej chorują, przeziębiają się. Często spotykamy problemy skórne albo jelitowe – bóle, biegunki, nudności… Towarzyszą im problemy z napięciami w rejonie miednicy mniejszej, szczególnie ze zwieraczami, przejawiające się zbyt częstym oddawaniem moczu albo wręcz przeciwnie, zaparciami. Do tego dochodzą zaburzenia odżywiania, kompulsywne jedzenie. A te problemy generują kolejne i prowadzą do poważniejszych chorób.
Jak to wytłumaczyć?
Pierwsza sprawa to nadaktywność układu współczulnego, która prowadzi do chronicznego stanu stresu. U osoby, która doświadcza lub doświadczyła przemocy, napięcie i gotowość do obrony czy ucieczki są nieustające. Nawet jeśli przemoc była jednorazowym doświadczeniem, wiemy już, że coś takiego jest możliwe – choć nie wiemy, kiedy, jak i gdzie. Jesteśmy nadmiernie pobudzeni, a to oczywiście zmienia całą naszą fizjologię: nasze serce pracuje szybciej i mocniej, nasze mięśnie są napięte, nasze zmysły są wyostrzone. Taka reakcja na zagrożenie jest oczywiście potrzebna, ale jeżeli staje się stanem permanentnym, organizm jest przeciążony i tego nie wytrzymuje.
Od czego zależy lokalizacja bólu czy choroby?
Trudno to jednoznacznie wytłumaczyć. Na pewno istotne są predyspozycje genetyczne i pewne skrypty rodzinne. One w dużej mierze warunkują sposób, w jaki reagujemy na stres. Nawet w tradycjach językowych rodzin zapisane są pewne wzorce psychosomatyczne – na przykład mówi się czasem: „głowa mi pęknie/zaraz zwariuję od tego” albo „serce mi pęka/to był cios w serce”, albo „nie mogę zrobić kroku z przerażenia” czy „ciężko mi oddychać/ciężko mi na duszy”. To wpłynie na indywidualne wzorce reagowania: na umiejscowienie problemu, ale też na wygląd, postawę ciała.
A czy istnieją jakieś wzorce ogólne?
Są pewne modele i prawidłowości. Takimi analizami zajmuje się fizjoterapia w nurcie GDS, psychoterapia doświadczeniowa – na przykład EFC i Gestalt. Oczywiście nie wolno zbytnio upraszczać, mówić o tym jak w horoskopach, ale są takie obszary ciała, w których zakłócenia będą wpływały na ogólną postawę. Jest to przede wszystkim klatka piersiowa, która powinna być elastyczna i „otwarta”, ze swobodną i aktywną przeponą. Drugim obszarem jest obszar miednicy – rozluźniony lub z napięciami. Bazą jest tak zwane ugruntowanie, czyli to, jak mocno stoimy na nogach – dosłownie i w przenośni.
Czy można wyróżnić określone typy?
Jest ich wiele, ale na potrzebę naszej rozmowy wyróżniłabym dwa, bardzo ogólne wzorce. Pierwszy to postawa… nazwijmy ją „obronno-walczącą”. Charakteryzuje ją przede wszystkim bardzo duże napięcie i sztywność. Klatka i pośladki są nadmiernie wypięte, a brzuch, najwrażliwsze miejsce, schowany. Szczęki, dno miednicy, zwieracze, słowem wszystkie otwory są zaciśnięte. Klatka piersiowa jest wyprężona do przodu, jakby była gotowa na ciosy. Nie ma tu swobody w oddychaniu, chodzeniu, nie ma ugruntowania… Pamiętam pacjenta, który opowiadał, że jako malutkie dziecko po sytuacjach przemocowych uderzał klatką piersiową i głową o boki łóżeczka tak, aby nic nie czuć. Taki człowiek traci zdolność do relaksacji psychocielesnej, jest w nieustannym napięciu. Druga postawa wynika z rezygnacji. Człowiek na to, co trudne, nie reaguje walką, ale zamrożeniem. Staje się wtedy wiotki i dysocjuje. Ma zapadniętą klatkę piersiową i ramiona, garbi się, oddycha płytko. Taka osoba nie jest w kontakcie ze swoim ciałem, ciało staje się dla niej czymś deprecjonowanym, odciętym od tożsamości. Zanika umiejętność czucia ciała, a więc i odczuwania przyjemności. Oba te wzorce przekładają się na rozróżnialne postawy ciała, ale mają element wspólny.
Jaki?
Zahamowują ekspresję emocjonalną. Ciało służy przecież naszemu byciu w świecie, z innymi. Warunkuje to, że jesteśmy widziani, że jesteśmy odbierani, że w ogóle możemy nawiązywać relacje. Mam na myśli komunikację niewerbalną i aspekty fizyczne związane ze stawianiem granic i bliskością. Zahamowana ekspresja izoluje nas społecznie. Jest pewnego rodzaju zasłoną, poprzez którą inni nie mogą nas dojrzeć. Trauma i cierpienie zasłaniają nas przed innymi, odgradzają od nich.
Jak, pracując z ciałem, możemy pomóc osobie, która doświadczyła przemocy?
Praca z ciałem to olbrzymi obszar wiedzy i metod, które w subtelny sposób mogą stwarzać przestrzeń do doświadczania tego, co było związane z przemocą, ale jeszcze nie na poziomie świadomym.
Przed poziomem świadomym? Czy to oznacza, że praca z ciałem powinna poprzedzać terapię słowem?
Nie, to powinna być praca równoległa. W terapii pacjentów, którzy przeżyli traumę, absolutnie niezbędne jest przymierze terapeutyczne. Aby zbudować relację terapeutyczną, pacjent musi poczuć się bezwarunkowo bezpieczny, akceptowany, a to wymaga czasu. W tym wszystkim chodzi także o to, żeby pacjent mógł opowiedzieć o traumatycznym wydarzeniu w bezpiecznych warunkach i relacji. Wyłącznie w takich warunkach może je przetransformować i nadać znaczenia, w tym te, które wiążą się z odciążaniem od poczucia winy i przekładaniem odpowiedzialności na sprawcę. Wreszcie – z podejmowaniem decyzji z tym związanych. Techniki oparte na pracy z ciałem mogą dać pacjentowi możliwość kontaktu ze sobą, oparcie w sobie i poczucie sprawstwa.
Dlaczego terapia słowem często nie wystarcza?
Po traumie często zdarza się, że w naszej części poznawczej pojawiają się luki albo intelektualizacje. Dużo pacjentów określa to; twierdzą, że „mają pustkę w głowie”. I wtedy kierujemy się do ciała. Bo ta pustka w głowie związana jest z lękiem, ale ciało mówi! Jest bardzo pobudzone, czasami wręcz krzyczy. Często pracuję terapeutycznie w nurcie doświadczeniowym i egzystencjalnym. Staram się wtedy stworzyć warunki, w których pacjent może doświadczyć czegoś cieleśnie, a jednocześnie znaleźć język, czasem metaforyczny, aby to doświadczenie opisać.
Jak może wyglądać praca z ciałem?
Widziałabym w procesie radzenia sobie z takimi doświadczeniami pewną kolejność oddziaływania na procesy fizjologiczne. Z reguły zaczyna się od czegoś, co może się wydawać banalne, a jednak jest absolutną podstawą, czyli od pracy z oddechem. Profesor psychiatrii Jon Kabat-Zinn w badaniach udowodnił wielokrotnie, że stosowanie technik świadomego oddychania głęboko wpływa na naszą kondycję psychiczną. Ma to szczególny sens wśród osób po doświadczeniu przemocy, bo treningi oddechowe zwiększają poczucie sprawczości. Nie koncentrujemy się wtedy na sytuacji trudnej, tylko na czymś, co towarzyszy nam zawsze, czyli na oddechu. Istniejemy przecież od pierwszego tchnienia do ostatniego – oddech towarzyszy nam w sposób niezaprzeczalny. Świadome wpływanie na oddech daje nam poczucie wpływania na swoje życie!
Po pierwsze – oddech. A co dalej?
Zaczynamy od technik podstawowych, więc następnym krokiem będzie budowanie świadomości ciała, na przykład poprzez ćwiczenia body-scanningu. Tak jak w przypadku oddechu chodzi o poczucie sprawczości, tak przy skanowaniu ciała uczymy się uważności i nieuciekania. Chodzi o rozumienie ciała i rozpoznawanie tego, co jest napięte, a co jest rozluźnione. Technikami pomocniczymi będą progresywna relaksacja Jacobsona czy elementy treningu autogennego Schultza. Czasem dodajemy techniki wizualizacyjne. To także nauka relaksacji i umożliwienie sobie odczuwania spokoju i przyjemności. Czasem nauka dochodzenia i utrzymywania takiego stanu trwa bardzo długo. Na przykład – dwa lata mijają, zanim osoba nauczy się odpoczywać od napięcia…
A bardziej zaawansowane techniki?
Ostatnim etapem są techniki pracy z ciałem oparte na ruchu. To może być, na przykład, choreoterapia, ale przede wszystkim różne formy rekreacji w naturze, niekoniecznie pomyślane jako formy terapii. Może to być joga albo inne aktywności, które pacjent po prostu polubi. Chodzi o odzyskiwanie wolności ciała w poruszaniu się.
Czy wszystkie ćwiczenia powinien prowadzić ten sam terapeuta?
To zależy od jego kompetencji. W pracy z pacjentkami zgłaszającymi problemy seksualne, jeśli jest taka potrzeba, współpracuję z fizjoterapeutką uroginekologiczną i ginekolożką. Ja uczę na przykład technik oddychania i wizualizacji, które potem pacjentka wykorzystuje w trakcie sesji ze specjalistkami w tym zakresie. Bardzo dużo wnosi ich pomoc, ponieważ rozumieją i czują, jak przejawiają się napięcia w ciele i co dzieje się z tkankami pacjentki. To bardzo pomaga przepracować źródła tych napięć. Oczywiście, taka osoba musi rozumieć specyfikę osób z doświadczeniem traumy, być cierpliwa, towarzysząca, profesjonalna. Są też sytuacje, gdzie w trakcie pracy wysyłam pacjentów na różne formy masażu. Potem omawiamy to doświadczenie i pracujemy nad emocjami, które się pojawiły.
Jakie są zagrożenia związane z pracą z ciałem?
Po pierwsze, przestrzegam osoby z doświadczeniem przemocy przed chodzeniem na zajęcia pracy z ciałem organizowane w formie samorozwojowej. Niestety możemy z nich wyjść „rozgrzebani”. Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy ze swoich potrzeb, z ukrytej złości, rozpaczy… a one w pracy z ciałem się ujawniają. Drugim obszarem problemowym jest dyrektywność. Praca z ciałem nie ma prawa być oparta na zaskoczeniu ani nie może być dyrektywna. Tam, gdzie jest dyrektywność, tam jest antyterapia – raczej działania nastawione na ludzką naiwność. Terapeutyczne metody pracy z ciałem powinny być bezwzględnie oparte na nauce – być sprawdzone i opracowane metodycznie. Grupa pacjentów z doświadczeniem przemocy może z kontaktu z hochsztaplerem wyjść dodatkowo nadużyta, bo cielesność to bardzo delikatny obszar naszej tożsamości.
Dlaczego z osobami, które doświadczyły przemocy, warto pracować holistycznie?
Dlatego, że w terapii traumy chodzi przede wszystkim o spójność. O zintegrowanie przeżycia, które zostało zamrożone w ciele, z naszą świadomością. Z reguły jest to więc również praca – mówiąc górnolotnie – nad poczuciem odpowiedzialności za własne życie. Nad odpowiadaniem sobie na pytania fundamentalne: co ja na tym świecie robię, w jaki sposób w tym świecie jestem i jak mogę w nim być, jak chcę w nim być? Jak chcę doświadczać życia?