Miesięcznik „Świat Problemów”
  • O nas
  • Redakcja
  • Prenumerata
  • Archiwum
  • Dla autorów
  • Kontakt

Odrzućmy ten pokoleniowy spadek

Z Ewą FOKS, psychoterapeutką, certyfikowaną specjalistką ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie, pracującą w Ogólnopolskim Pogotowiu dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia” Instytutu Psychologii Zdrowia, rozmawia Katarzyna KULESZA.

Katarzyna Kulesza: Stereotypy dotyczą prawie każdej dziedziny życia. Niekiedy są tak głęboko zakorzenione w naszej świadomości, że nawet mimo racjonalnej wiedzy, wynikającej z badań, nie jesteśmy w stanie pozbyć się takiego myślenia. Mają także wpływ na zjawisko przemocy; „porządkując” po części nasze myślenie o relacjach w rodzinie, często zamiast ją chronić – usprawiedliwiają działania sprawcy przemocy. Silnie zakorzenionym w naszym społeczeństwie stereotypem jest przeświadczenie, że w sprawy rodziny nie należy się wtrącać.

Ewa Foks: Rzeczywiście wydaje się, że racjonalna wiedza płynąca z rzetelnie przeprowadzonych badań powinna stanowić solidne narzędzie, łamiące wszelkie stereotypy. Niestety, tak nie jest, co wskazuje na fakt, jak mocno są one zakotwiczone w społecznym myśleniu. Kiedyś usłyszałam, że pierwszych stereotypowych przekonań uczymy się już na kolanach rodziców i potem z tym rodzicielskim wyposażeniem wyruszamy w świat. Zjawisko przemocy w rodzinie nieustająco mierzy się z całym „wachlarzem” stereotypów. Któż z nas nie słyszał twierdzeń typu: „mój dom moją twierdzą” czy „rodzina to świętość i wara temu, kto chciałby się w nią wtrącać”. Każdemu, kto wykaże zainteresowanie tym, co dzieje się w danej rodzinie, grozi etykietka wścibskiego intruza. Prawda jest taka, że przemoc stosowana we własnym domu wobec członków rodziny, jest takim samym przestępstwem jak przemoc wobec osób obcych w miejscach publicznych i podlega takiej samej karze, w związku z tym nie zwalnia z odpowiedzialności prawnej.

Tendencję do niewtrącania się w cudze sprawy potwierdzają badania dotyczące stosowania kar fizycznych wobec dzieci. Ponadto badanie przeprowadzone przez Instytut Psychologii PAN, na zlecenie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (1), pokazało zachowawczy stosunek świadków przemocy w rodzinie. 41,5% respondentów potwierdza, że zgadza się ze stwierdzeniem „lepiej się nie wtrącać, bo można potem samemu mieć kłopoty”, a z poglądem „lepiej się nie wtrącać, bo nie wiadomo, po czyjej stronie jest racja” zgadza się 44,9% badanych.

Tak, to prawda. Brak reakcji wynika z wielu powodów, ale z pewnością stereotypowe myślenie, że wszystko, co się dzieje w rodzinie, nie powinno wychodzić poza nią, zwalnia nas z odpowiedzialności, aby coś
zrobić w sytuacji, gdy mamy podejrzenie, że komuś dzieje się krzywda, np. powiadomienia odpowiednich służb. Co prawda badania pokazują, że ta tendencja się zmniejsza i coraz częściej jesteśmy skłonni do reagowania na przemoc, ale wciąż nasze społeczeństwo potrzebuje edukowania na temat przemocy, by nie poddawać się stereotypowemu myśleniu.

Mylące jest również przekonanie, że przemoc dotyczy wyłącznie rodzin patologicznych i ludzi z tzw. marginesu społecznego.

Takie przekonanie wynika z faktu, iż przemoc w rodzinach nazywanych „patologicznymi” jest bardziej widoczna, wymykająca się na zewnątrz czterech ścian domu. Często wręcz bardzo spektakularna i wyrazista w społecznym odbiorze. Sprawcy przemocy z tych rodzin nie dbają tak bardzo o swój zewnętrzny wizerunek, jak ci z tzw. dobrych
domów, którzy swoje krzywdzące wobec bliskich zachowania realizują w zaciszu eleganckich i zasobnych domów.

Praktyka zawodowa pokazuje, że te tzw. dobre rodziny są tylko dobrymi z pozoru, bowiem nierzadko są również „zasobne” w ból i cierpienie funkcjonujących w nich osób, doznających krzywd od „pana i władcy”, którym jest maż (żona) czy ojciec (matka) lub inna spokrewniona osoba. Trudno sobie wyobrazić eleganckiego, wymuskanego biznesmena z aktówką, który używa siły fizycznej lub wulgarnych słów wobec zadbanej kobiety.

To właśnie stereotypy podsuwają nam silne przekonanie, że kulturalni i eleganccy mężczyźni nie stosują przemocy, a piękne kobiety z klasą nigdy nie pozwoliłyby sobie na złe traktowanie. Ludzie często budują swoje przekonania na zasadzie zestawiania obrazów. Jeśli coś jest złe, to nie pasuje do ładnego obrazka dobrej rodziny. Tymczasem przemoc występuje we wszystkich warstwach społecznych, niezależnie od poziomu wykształcenia czy statusu materialnego. Zdarza się tak, że im wyższe miejsce zajmuje rodzina w hierarchii społecznej, tym bardziej wyrafinowane metody krzywdzenia stosuje sprawca. Chroniąc siebie samego przed prawnymi konsekwencjami swoich czynów, stara się nie pozostawiać widocznych śladów na ciele swojej ofiary, lecz boleśnie rani jej psychikę.

W jaki sposób ofiara przemocy, bez widocznych dla zewnętrznego obserwatora oznak krzywdzenia, ma przekonać otoczenie, że uprzejmy i życzliwy dla innych człowiek – w domu staję się oprawcą?

W takim przypadku bardzo trudno osobie doświadczającej przemocy być wiarygodną w oczach innych, bowiem dla nich prawdziwe jest to, co sami widzą. Ponadto do głosu może dojść inny stereotyp – kobiety fałszywie oskarżającej mężczyznę, chcącej coś dla siebie ugrać, np. uzyskać rozwód lub inne korzyści, a nawet się zemścić. Gdy kobieta żyje w majętnej rodzinie i jest żoną osoby zajmującej wysoką pozycję zawodową, nierzadko spotyka się z brakiem zaufania społecznego i w sytuacji ujawnienia przemocy słyszy na przykład, że „przewróciło jej się w głowie, jak śmie jeszcze narzekać, skoro mieszka w dobrobycie, niejedna kobieta chciałaby być na jej miejscu”.

Tu nasuwa mi się inny stereotyp, przeświadczenie o roli kobiety w małżeństwie – powinna znosić cierpliwie swoje cierpienie i „poświęcić się dla dobra dzieci i rodziny”.

Istnieje wiele stereotypów związanych z rolą dobrej matki czy dobrej żony. To z tych utrwalonych społecznie przekonań wypływają wszelkie kobiece powinności typu: „kobieta powinna być kapłanką domowego ogniska i dbać o ciepłą atmosferę w domu, powinna w pełni kochać swojego męża, być dla niego wyrozumiała, bezgranicznie mu ufać i wspierać go psychicznie”. Gdy zapytamy kobietę – „kim jest?” – zazwyczaj odpowiada: „matką, żoną, córką, kobietą”. Mężczyzna w przypadku takiego pytania stwierdza krótko: „jestem człowiekiem”, co wskazuje na to, iż dla kobiety istotą jej istnienia jest relacja z drugim człowiekiem.

Kobiecie, wykazującej dbałość o własne potrzeby, która nie tylko chce dawać, ale też coś z życia wziąć dla siebie, zarzuca się egoizm, brak ciepła i empatii. W sytuacji, gdy w rodzinie istnieje przemoc, kobieta niejednokrotnie pozostaje w krzywdzącym związku w imię przekonania, że „dzieci zawsze potrzebują ojca, jaki by nie był, bo to jednak ich ojciec”.

Kobieta nie chce być wyrodną matką, która pozbawia dzieci ojcowskiej obecności. Jeśli nie jest szczęśliwa, to z pewnością dlatego, że: „taki jest jej krzyż i powinna w milczeniu ofiarnie go dźwigać, a dzieci z pewnością jej to kiedyś wynagrodzą”. Jakże ogromne jest zdziwienie takiej kobiety, kiedy po latach dorosłe już dzieci mają do niej żal, że nie rozstała się wcześniej z domowym tyranem – ich ojcem – bo wyznawała zasadę: „dobra rodzina, to rodzina pełna”, stanowiącą kolejny społeczny stereotyp.

Często staramy się usprawiedliwić zachowanie sprawcy przemocy i łatwo wypowiadamy osąd: „za przemoc odpowiedzialny jest alkohol”. Również osoby krzywdzone w wielu przypadkach uważają, że gdyby nie alkohol, to ich partnerzy, mężowie zachowywaliby się inaczej.

Jest to bardzo silne przekonanie, które z alkoholu i przemocy tworzy związek „bliźniaczy”. Istnieje utrwalony stereotyp, że alkohol lub inne substancje psychoaktywne są przyczyną agresywnego zachowania sprawcy. Sami sprawcy często powołują się na alkohol, usprawiedliwiając swoje czyny i chcąc uniknąć odpowiedzialności. Po dokonanym akcie przemocy tłumaczą się: „to nie ja, nie byłem sobą, nie wiedziałem, co robię”. Taki komunikat silnie wpływa na ofiarę, która całą winą za swój ból i cierpienie obarcza alkohol.

Podczas pracy z krzywdzonymi kobietami niejednokrotnie słyszałam: „on nie jest taki zły, to naprawdę dobry chłop, wszystko przez tę wódkę”. Wierzą, że jak sprawca przestanie pić, to automatycznie przestanie bić.
Niestety, czasami nawet wśród służb zajmujących się przeciwdziałaniem przemocy zdarza się, że mimo wiedzy i dużej świadomości, ich przedstawiciele potrafią umniejszyć odpowiedzialność sprawcy przemocy, gdy dokonał on agresywnych czynów pod wpływem alkoholu czy narkotyków. Tymczasem pełna odpowiedzialność za stosowanie przemocy zawsze jest po stronie sprawcy, a substancje psychoaktywne są czynnikiem współwystępującym. Wyniki badań wskazują na to, że kiedy nadużywający alkoholu mężczyźni przestają pić, to nie jest to równoznaczne z zaprzestaniem stosowania przez nich przemocy. Nie ma więc prostego związku przyczynowo-skutkowego między nadużywaniem alkoholu a stosowaniem przemocy. Bywają mężczyźni, którzy pod wpływem alkoholu są spokojni, i tacy, którzy w pełnej trzeźwości są brutalnymi agresorami i oprawcami dla swoich bliskich.

Innym stereotypem jest przeświadczenie, że jedyną formą przemocy jest bicie. Gdy nie ma widocznych śladów na ciele, nie ma przemocy.

To skłonność do zamiatania niewygodnych rzeczy pod dywan, czyli jak czegoś nie widać, to tego nie ma. Najczęściej przemoc w społecznym rozumieniu jest łączona z siniakami, ranami i różnymi obrażeniami, które są widoczne gołym okiem. Do Pogotowia „Niebieska Linia” nieraz zgłaszają się kobiety u kresu wytrzymałości psychicznej, które czują się winne i podczas konsultacji przepraszają przekonane, że niepotrzebnie przyszły do tego typu placówki, zawracając głowę specjaliście, użalając się, że są bite przez partnerów. Kiedy relacjonują swoje doświadczenia przepełnione upokarzaniem, groźbami, zastraszaniem, wyszydzaniem, krytykowaniem i degradowaniem ich ze strony partnera, zupełnie nie łączą tego z przemocą. Często są zdziwione, kiedy specjalista nazywa rzecz po imieniu: „to, czego pani doświadcza, jest przemocą”.

Są różne rodzaje przemocy – jednym z nich są fizyczne urazy, ale są nimi również raniące, zabijające duszę słowa, złowrogie gesty. A jeszcze innym rodzajem przemocy jest uwikłanie wynikające z zależności ekonomicznej czy seksualnego poddania człowiekowi, który chce mieć pełną władzę i kontrolę nad bliską osobą. Bywają sprawcy przemocy fizycznej, którzy tak „wyspecjalizowali się” w swoich praktykach krzywdzenia, że potrafią bić bez pozostawiania śladów na ciele ofiary. Do dziś pamiętam przypadek klientki sprzed kilku lat, która miała problem ze zgłoszeniem na policję pobicia, którego sprawcą był jej mąż, ponieważ „na pobitą nie wyglądała”. Tymczasem badanie w szpitalu wykazało, że kobieta miała potłuczone żebra. Dla funkcjonariuszy policji bez widocznych śladów na ciele nie była wiarygodna w swoich zeznaniach.

Często słyszy się, że osoba krzywdzona jest współodpowiedzialna za przemoc; jeśli ktoś jest bity, to widocznie na to zasłużył.

Muszę przyznać, że jest to stereotyp, który szczególnie budzi mój sprzeciw i irytację. Nikt nie zasługuje na to, aby cierpieć przez drugiego człowieka, być źle traktowanym, bitym czy poniewieranym. Każdy z nas ma podstawowe prawo do godnego życia, szacunku, spokoju i bezpieczeństwa. W tym miejscu nasuwa mi się kolejny stereotyp, mówiący o tym, że jeśli w związku dwojga ludzi źle się dzieje, to wina leży po obu stronach, bo przecież „zawsze są dwie strony medalu”. To bardzo fałszywe, niesprawiedliwe i krzywdzące stwierdzenie. W przypadku występowania w relacji problemu przemocy medal ma wyłącznie jedną stronę: „odpowiedzialność ponosi sprawca”. Obarczanie winą ofiary przemocy za agresywne zachowania sprawcy w wielu przypadkach odbiera osobom krzywdzonym szansę na uzyskanie pomocy. Przerzucenie, nawet tylko w jakiejś części, odpowiedzialności na ofiarę, zwalnia świadków przemocy z jakiegokolwiek angażowania się w jej sprawę.

Jako świadkowie przemocy, jesteśmy skłonni przypuszczać, że gdyby osoba doznająca przemocy naprawdę cierpiała, odeszłaby od sprawcy…

Doświadczanie przemocy zawsze wiąże się z cierpieniem osoby krzywdzonej, zresztą taki jest też zamysł sprawcy – aby zabolało tego, w kogo wymierzona jest przemoc – ale ofiary przemocy nie zawsze odchodzą od sprawców. W żaden sposób nie wynika to z faktu, że odpowiada im takie życie. Jest wiele powodów, dla których osoby krzywdzone przez długie lata tkwią w przemocowych związkach. Osoby doznające przemocy mają trudność z podjęciem najmniejszej decyzji, bowiem przemoc zabija w nich umiejętność decydowania i stanowienia o sobie. To sprawca jest osobą decyzyjną, przekonaną o słuszności każdego swojego kroku. To jego potrzeby i cele (w jego mniemaniu) są nadrzędne. Ofiara często nie ma prawa głosu, bowiem nie jest przez sprawcę traktowana jako partnerka do rozmowy, a tym bardziej do podejmowania decyzji. Wiele kobiet próbujących wyzwolić się z krzywdzących relacji, mówiło o tym, że kiedy odważyły się szukać pomocy na zewnątrz, często nie znajdowały zrozumienia, wsparcia. I tak bardzo potrzebnego potwierdzenia słuszności ich decyzji. Wtedy rezygnowały ze swoich postanowień i wracały do sprawcy, wychodząc z założenia, że „lepsze znajome zło niż nieznana przyszłość, w której pewnie nic dobrego ich nie spotka”.

Zakończone niepowodzeniem starania, by coś zmienić w swoim życiu, skutkowały często poddaniem się i zaprzestaniem podejmowania kolejnych działań. Nabierały wówczas przekonania, że cokolwiek by nie zrobiły, nie będzie to miało najmniejszego znaczenia. Takie zachowanie jest związane z mechanizmem, który pojawia się u osób doświadczających przemocy, czyli tzw. wyuczoną bezradnością. Osoba krzywdzona uczy się bezradności w sytuacji, kiedy spostrzega, że nie ma żadnego związku między jej działaniem a oczekiwanym przez nią efektem.

Wiele kobiet nie odchodzi z przemocowej relacji także z powodu zastraszania przez sprawcę, który grozi, że zabierze jej dzieci albo ją zabije, a także z powodu braku środków finansowych, braku mieszkania, niskiego poczucia własnej wartości i przekonania, że sama sobie nie poradzi, ponieważ przez lata słyszała od sprawcy, że do niczego się nie nadaje.

Wyniki badania Eurobarometru (2) opublikowane przez Komisję Europejską pokazały, że ponad 1/4 badanych Europejczyków jest przekonana, że gwałt może być usprawiedliwiony przez pewne okoliczności. Ponad 1/4 ankietowanych Polaków „zdecydowanie zgodziła się” lub „raczej zgodziła się” ze stwierdzeniem, że kobiety często zmyślają lub wyolbrzymiają zarzuty dotyczące napaści lub gwałtu. W takich okolicznościach stereotyp, że gwałt w małżeństwie nie istnieje, ma się całkiem dobrze.

Ten stereotyp jest silnie zakorzeniony w naszym kraju. Gwałt w małżeństwie to nadal temat tabu. Polacy wciąż uważają, że gwałciciel to dewiant, który napada na swoją ofiarę w ciemnym zaułku. Taki fakt wzbudza społeczną odrazę i oburzenie. Badania jednak wyraźnie przeczą temu przekonaniu i podają, że ok. 80% oprawców seksualnych, to bliscy kobiecie mężczyźni – mężowie, partnerzy czy narzeczeni, a miejscem gwałtu nie jest ciemna uliczka, lecz własny dom. Określenie „gwałt w małżeństwie” to wciąż dla wielu językowo obcy twór, wywołujący niekiedy uśmiech na twarzy głoszącego takie twierdzenie, bo przecież według społecznego przekonania nie można zgwałcić własnej żony. Według stereotypu, mężczyzna ma prawo wymagać seksualnej usługi w każdej chwili, kiedy tylko ma ochotę, a jeśli żona się opiera, to jego prawem jest „wziąć ją siłą”. Kobiety doświadczające przemocy ze strony swoich partnerów, zwierzając się w gabinecie psychologa ze swoich doświadczeń, niejednokrotnie mówią o gwałcie małżeńskim jako o szczególnie bolesnej formie krzywdzenia, o ogromnym poczuciu wstydu i upokorzeniu.

Pamiętam kobietę, z którą pracowałam nad zatrzymaniem przemocy w jej życiu. Moja klientka – po wielu latach brutalnego gwałcenia przez męża – odważyła się zgłosić ten fakt na policję. Dyżurujący funkcjonariusz najpierw obrzucił ją wymownym spojrzeniem, po czym stwierdził: „powinna się pani cieszyć, że po tylu latach mąż ma jeszcze na panią ochotę”. Kobieta z płaczem opuściła posterunek policji, uświadamiając sobie, że trudno będzie jej w tej kwestii znaleźć zrozumienie i pomoc. Prawda jest taka, że każdy ma prawo do decydowania o swoim życiu intymnym, a akt małżeństwa tego prawa nie anuluje.

Od stereotypu „gwałt w małżeństwie nie istnieje” już tylko krok do przeświadczenia: „przemoc w rodzinie nie istnieje”. Przecież w każdej rodzinie zdarzają się kryzysy czy ostre kłótnie. Jednorazowy akt agresji to nie przemoc.

Owszem, zdarzają się kłótnie i kryzysy, ale nie oznacza to, że w rodzinie jesteśmy ze sobą tak blisko, że wszystkie zachowania są dozwolone i można przekroczyć każdą granicę. Profesjonaliści, którzy pracują na co dzień z osobami doznającymi przemocy, wiedzą, że przemoc zaczyna się od jednorazowego aktu agresji, ale na nim się nie kończy. Bardzo często ofiary po pierwszym incydencie są zszokowane, że osoba im najbliższa może je w tak krzywdzący sposób potraktować i niemal natychmiast starają się wytłumaczyć zachowanie sprawcy.

Psychologowie nazywają to dysonansem poznawczym. Ofiara zazwyczaj minimalizuje poniesione straty, usprawiedliwia zachowanie sprawcy, zwłaszcza gdy on przeprasza i obiecuje, że to się więcej nie powtórzy. Niestety, rzeczywistość pokazuje, że działania przemocowe na stałe wchodzą w repertuar zachowań sprawcy, a z czasem się nasilają.

Czy stereotypy wpływają także na osoby, które na co dzień zajmują się pomaganiem? W jakie pułapki mogą one wpaść, stykając się z ofiarami przemocy w rodzinie? Przychodzi mi na myśl stereotyp dotyczący naszych wyobrażeń, jak powinna wyglądać osoba doświadczająca przemocy.

Jak powiedziałam już wcześniej, nikt nie jest w pełni wolny od stereotypowego myślenia. Osoby pracujące zawodowo z ofiarami przemocy, mimo specjalistycznej wiedzy, ciągłego dokształcania się i zagłębiania w specyfikę problemu, również mogą wpaść w taką pułapkę. Wszyscy mamy, niestety, tendencję do powierzchownego oceniania innych osób, zgodnie z zasadą: „jak cię widzą, tak cię piszą”. Istnieje ryzyko, iż na pierwszy rzut oka ubrana w markowe ciuchy kobieta będzie mniej wiarygodna jako ofiara przemocy niż kobieta gorzej się prezentująca według społecznych kanonów. Jednak wydaje mi się, że ta nutka niepewności może zaistnieć tylko na „pierwszy rzut oka”, a wierzę, że my, „pomagacze”, kierujemy się umiejętnością wnikliwej obserwacji i uważnego słuchania naszych klientek. Myślę, że przed nami wszystkimi stoi bardzo ważne zadanie mające na celu osłabianie stereotypowych przekonań, które w naszym społeczeństwie od wieków pokutują jako prawdy objawione. Jak to zrobić? Odrzucić ten pokoleniowy spadek z „gotowcami na tacy” i uruchomić własny rozum, refleksję.

Dziękuję za rozmowę.

1) https://www.mpips.gov.pl/gfx/mpips/userfiles/_public/1_NOWA%20STRONA/Przemoc%20w%20rodzinie/ Przemoc%20w%20rodzinie%20nowe/2015/Przemoc_ wobec_starszych__2015.pdf

2 Napodstawie:http://www.newsweek.pl/polska/co-trzeci-polak-usprawiedliwia-gwalt-,artykuly,401405,1.html

Artykuł pochodzi z miesiąca: Marzec 2017
Poprzedni artykuł Bicie dzieci a wychowanie
Kolejny artykuł Matczyne serce wszystko wybaczy

Podobne artykuły Podobne artykuły

Jasne zasady gry

Jasne zasady gry

Geneza rozwoju tzw. syndromu DDA – rozumienie pacjenta jako podstawa skutecznej psychoterapii

Sam nie potrafię przestać pić i poukładać sobie życia

Jak matka przygotowuje córkę do związku z alkoholikiem

Zobaczyć osobę chorą, a nie grzesznika

Trzeźwość a dążenie do sensu

Niezbędne jest współdziałanie

Terapia poznawczo-behawioralna w leczeniu uzależnień cz.2

Luty 2021



str.
3

Z dr. n. med. Sławomirem MURAWCEM, psychiatrą, psychoterapeutą i specjalistą terapii środowiskowej rozmawiała Ewa PĄGOWSKA
Zdrowie psychiczne w pandemii

str.
6

Artur Malczewski
Jak radzą sobie placówki leczenia osób uzależnionych w trakcie epidemii COVID-19?

str.
9

Artur Malczewski
Substancje psychoaktywne w ruchu drogowym w okresie pandemii COVID-19

str.
13

Tadeusz Pulcyn
Nie poddajemy się

str.
16

Z dr hab. prof. Elżbietą ZDANKIEWICZ-ŚCIGAŁĄ, prof. Uniwersytetu SWPS, psycholog, psychotraumatolog, rozmawiała Aleksandra PRZYBORA
Aleksytymia a uzależnienie od alkoholu

str.
20

Agata Sierota
Nałogowe czynności abstynenta, czyli o uzależnieniach zastępczych

str.
23

Tadeusz Pulcyn
Razem zmieniamy jutro

str.
26

Aleksandra Przybora
Kampania NASZA w tym GŁOWA

str.
29

Aneta Gawełek
Traumatyczne przeniesienie w psychoterapii osób z doświadczeniem przemocy

Czytelnia Świata Problemów

Diana Malinowska, „Kiedy praca szkodzi? Wskazówki dla terapeutów pracujących z osobami nadmiernie angażującymi się w pracę”

Diana Malinowska, „Kiedy praca szkodzi? Wskazówki dla terapeutów pracujących z osobami nadmiernie angażującymi się w pracę”

Piotr Szczukiewicz, Drogi do zdrowia.

Piotr Szczukiewicz, Drogi do zdrowia.

Zobacz także:




© 2015 Wszystkie prawa zastrzeżone Świat Problemów.
Zaprojektowane i wykonane przez Sobre
Close Window

Loading, Please Wait!

This may take a second or two. Loading, Please Wait!