Z Agnieszką Długołęcką-Kurzyk, wykładowcą na Akademii Coachingu w Wyższej Szkole Bankowej w Gdańsku, realizatorką programu „Zdrowie na służbie” rozmawia dziennikarka – Maja Ruszpel
Badania pokazują, że jeżeli koncentrujemy uwagę jedynie na ryzykownym używaniu substancji psychoaktywnych, na mówieniu ludziom o tym, jak one szkodzą, jak bardzo są destrukcyjne dla organizmu i życia społecznego, to osiągniemy odwrotny cel. Jeśli natomiast położymy akcent w innym miejscu – za kluczowe uznamy stawianie celów zdrowotnych oraz budowanie zdrowych nawyków – to sytuacja się zmienia. Mamy szansę na wykorzystywanie mocnych stron, uruchomienie motywacji wewnętrznej i współpracę – mówi Agnieszka Długołęcka-Kurzyk.
Pracowała pani z policjantami i strażnikami miejskimi przez kilka tygodni przy programie „Zdrowie na służbie”. Jest pani doświadczonym coachem, psychologiem, trenerem biznesu – czy cokolwiek mogło być dla pani zaskakujące w tej pracy?
Zaskakujące było to, że ta grupa ludzi niczym nie różniła się od innych grup, z którymi do tej pory pracowałyśmy (śmiech)! Wydaje się – oczywiście myśląc stereotypowo – że ta grupa jest specyficzna. Ale to nieprawda.
Zatrzymajmy się więc przy tych stereotypach, bo chyba większość z nas je zna.
Zanim przystąpiłyśmy z dr Anną Strzałkowską do realizacji projektu, przeprowadziłyśmy badania fokusowe w policji i straży miejskiej. Usłyszałyśmy, że praca w służbach mundurowych faktycznie jest specyficzna… Uczestnicy projektu opowiadali o kontakcie z sytuacjami granicznymi. Policjant czy strażnik, który idzie na akcję, nigdy nie wie, kogo i w jakich okolicznościach spotka. W tej pracy istnieje realne zagrożenie życia. A atak werbalny jest codziennością. Policjanci wzywani są nie tylko do wypadków czy kolizji, ale także do samobójców. Mają kontakt z osobami pod wpływem narkotyków, osobami zachowującymi się agresywnie, przemocą domową… Ale… wie pani, większość osób, z którymi pracowałyśmy w tym projekcie, mówi, że się na to godzi. Zaakceptowali ten charakter pracy. Trudniej jest im radzić sobie z problemami organizacyjnymi, wiążącymi się ze specyfiką bycia na służbie. Kłopotem jest to, że np. ten sam funkcjonariusz zajmuje się wezwaniem do samobójcy, a potem przyjmuje interesanta, który zgłasza kradzież tablic rejestracyjnych. Praca w organizacji, która ma wyraźną hierarchiczną strukturę i działania wykonuje się na rozkaz, jest trudna. Niestety jest też przeciążenie pracą. Realizacja projektu przypadła na czas, w którym pojawiły się informacje, że policjanci idą masowo na zwolnienia lekarskie… A z mediów wiemy chociażby to, jakie są braki finansowe i wynikające z nich trudności organizacyjne…
To trudny czas. Jak zatem panie zdobyły zaufanie policji i staży miejskiej?
Wiarygodnością. Inspiracją do tego projektu są badania naukowe zlecone przez GCPU, które pokazują, co w profilaktyce uzależnień tak naprawdę działa. Program „Zdrowie na służbie” oparty jest na wynikach szerokiej analizy – przygotowanej przez dr Agnieszkę Bratkowską i dr Annę Strzałkowską – skutecznych programów profilaktycznych, które są realizowane na świecie. Na tej podstawie sformułowałyśmy cele projektu oraz dobrałyśmy komponenty programu: testy online, szkolenie, coaching, aktywność sportowa, action learning. Cele, co ważne w tym programie, są pozytywne, prozdrowotne i ustalane indywidualnie z uczestnikiem. To mocno wpłynęło na zaufanie oraz na skuteczność całego programu.
Kluczowe jest to, że program był prozdrowotny?
Dzisiaj działania profilaktyczne koncentrujące się na zachowaniach ryzykownych lub unikaniu substancji psychoaktywnych trafiają jak kulą w płot. Trzeba na to patrzeć z szerszej perspektywy.
Bo rozmowa z dorosłymi ludźmi o tym, że alkohol jest szkodliwy byłaby śmieszna? Bo oni to wiedzą, bo jest to oczywiste?
Trochę tak.
Program prozdrowotny… Co to znaczy w tym przypadku?
Badania pokazują, że jeżeli koncentrujemy uwagę jedynie na ryzykownym używaniu substancji psychoaktywnych, na mówieniu ludziom o tym, jak one szkodzą, jak bardzo są destrukcyjne dla organizmu i życia społecznego, to osiągniemy odwrotny cel. Jeśli do tego pokażemy obrazy ilustrujące tę destrukcję, to tak naprawdę zbudujemy w odbiorcach lęk i opór. I wówczas, zamiast pracować nad zdrowymi nawykami, trzeba pracować nad tym, jak ten opór i lęk przełamać. Jeśli natomiast położymy akcent w innym miejscu – za kluczowe uznamy stawianie celów zdrowotnych oraz budowanie zdrowych nawyków – to sytuacja się zmienia. Mamy szansę na wykorzystywanie mocnych stron, uruchomienie motywacji wewnętrznej i współpracę. Cele zdrowotne formułowane indywidualnie, zgodnie z własnymi potrzebami powodują bowiem, że ludzie mają większą motywację do ich osiągania. Bo to są ich własne cele, za którymi stoją najważniejsze dla nich wartości. Te cele, które oni chcą osiągnąć, a nie te, które ktoś im narzuca. To zaś daje szansę na wzbudzenie motywacji, która jest kluczowa we wzmacnianiu i budowaniu zdrowych nawyków.
Czyli jednym z celów programu „Zdrowie na służbie” było zmotywowanie uczestników i danie im możliwości zrealizowania tego, czego oni sami chcą, a nie narzucanie, co powinni robić?
Dokładnie.
Jakie zatem cele stawiali sobie uczestnicy?
To może będzie zaskakujące – ale dokładanie takie same jak większość ludzi. Na przykład: schudnąć, poprawić samopoczucie, lepiej radzić sobie z emocjami i stresem w pracy, zacząć uprawiać sport itp.
A czy wspominali o chęci ograniczenia picia alkoholu?
Funkcjonariusze mówią, że poziom stresu na służbie jest po prostu bardzo wysoki i obserwują ten mechanizm – ktoś pije, bo sobie nie radzi ze stresem. Mają świadomość, że przyjmowanie substancji psychoaktywnych jest jednym ze sposobów rozładowywania napięcia. A że napięcie w tej pracy jest duże, to można domniemywać, że są tacy, którzy z takich sposobów korzystają. Ale chcę podkreślić, że naszym celem nie było sprawdzenie, ile osób ryzykownie pije czy zażywa narkotyki; kluczem była psychoprofilaktyka, i to szeroko zakrojona – czyli właśnie cele zdrowotne. Im więcej zdrowych nawyków i sprawniejsze radzenie sobie z emocjami i stresem na służbie, tym mniej ryzykownego przyjmowania substancji psychoaktywnych. Szkolenie poprzedzone było dwoma testami online. One są ważnym elementem tego programu. Pierwszy z nich to test AUDIT, czyli test odpowiadający na pytanie, na ile moje picie jest ryzykowne.
Dlaczego online?
Badania pokazują, że taka anonimowa autodiagnoza online jest odbierana jako bardziej bezpieczna i obiektywna, a ludzie chętniej przyjmują zawarte w niej informacje zwrotne. Przy tej okazji otrzymują też informacje, gdzie można uzyskać profesjonalne wsparcie, jeśli to jest konieczne. A drugi test – to Test Czterech Żywiołów, który daje informacje, jaki styl interpersonalny osoba reprezentuje, jak buduje relacje z ludźmi, jakie ma preferencje komunikacyjne, w jaki sposób radzi sobie z emocjami i stresem.
Z perspektywy policjanta czy strażnika, który ciągle spotyka kogoś nowego na patrolu, znajomość tych stylów podpowiada, jak budować z innym człowiekiem relację, jak się z nim skomunikować.
Dokładnie. I okazuje się, że funkcjonariusze chcą wiedzieć, w jaki sposób radzić sobie z relacjami, jak rozwiązywać sytuacje trudne komunikacyjnie. Z jednej strony test daje samowiedzę, która pozwala poznać swoje mocne strony i sprawnie zarządzać sobą, a z drugiej strony – wiedzę, która pozwala efektywnie docierać do innych, lepiej się dogadywać.
Zadbały panie, by wasze oddziaływania koncentrowały się indywidualnie na każdym uczestniku. Każdy otrzymywał do wypełniania dzienniczek o nazwie „Meldunki o zdrowiu”. I każdy codziennie prowadził monitoring własnych odczuć, by móc nabrać nawyku świadomego dostrzegania tego, co czuje i czego potrzebuje.
Rzeczywiście dzienniczki „Meldunki o zdrowiu” poprzez samoobserwację zachęcały do budowania samoświadomości, która wspierała codzienne wprowadzanie zmian w nawykach zdrowotnych. Systematycznie i małymi krokami. Każda z osób pracowała jednocześnie nad swoimi celami z coachem. Coaching daje tę przestrzeń indywidualnego kontaktu z drugim człowiekiem, uważności w relacji, w rozmowie skoncentrowanej na osiąganiu celów.
Ale z drugiej strony uczestnicy programu budowali współpracę w grupie. Tak, by umieli być dla siebie wsparciem.
Mówi pani o action learning. Tak. Jest to konkretna metoda pracy z grupą. Głównym jej celem jest usprawnianie swojego działania poprzez refleksję i uczenie się na doświadczeniu (własnym oraz kolegów i koleżanek). Bardzo ważne jest też ustalenie i przestrzeganie zasad dotyczących poufności – to ma duże znaczenie, by móc się otworzyć i korzystać ze wsparcia innych.
Każdy uczestnik brał udział w trzech spotkaniach action learning. Celem było stworzenie samoorganizujących się grup, czyli takich, które będą umiały same sobie udzielać wsparcia.
Kiedy robiłyśmy badania fokusowe, okazało się, że zaufanie wewnątrz grupy funkcjonariuszy jest bardzo niskie. Naszą odpowiedzią było więc uruchomienie procesu nauki udzielania sobie tego wsparcia. Action learning polega na tym, że 45 minut pracy grupowej jest przeznaczone na cel, projekt lub problem wnoszony przez jedną z osób. Przez kilka minut osoba przedstawia swój cel, grupa słucha, daje wsparcie i zadaje pytania pobudzające do refleksji i szukania rozwiązań oraz dzieli się swoimi doświadczeniami. Końcowym etapem takiej sesji jest to, że każdy mówi, czego się nauczył podczas tego spotkania. Mówiąc najprościej: jak ktoś ma jakiś kłopot, może o tym opowiedzieć, przeanalizować swoją sytuację, wypracować swoje rozwiązanie i dowiedzieć się, jak inni sobie radzili.
Uczestnictwo w takiej grupie to chyba marzenie wielu z nas – otwarta rozmowa zamiast tzw. drugiego życia w pracy.
Faktycznie. W wielu instytucjach jest mało okazji do tego, żeby ludzie się spotykali i uczyli się od siebie.
Nazwy angielskie: action learning, coaching – to jest świadomy zabieg? Nazwa „konsultacja psychologiczna”, „grupa wsparcia” miałaby charakter problemowy, stygmatyzujący?
To się może wydawać podobne. Jednak „porada psychologiczna” i „sesja coachingowa” to zupełnie inna usługa. Coaching jest celowany do osób radzących sobie. Pasuje więc do celów prozdrowotnych. Podobnie action learning. Natomiast faktycznie trudno się nie zgodzić, że takie określenie jest atrakcyjniejsze w odbiorze. Przypuszczam, że dla wielu osób barierą mogłoby być słowo „terapia” czy „konsultacje psychologiczne”. Nie każdy przecież chce i nie każdy ma powód, by korzystać z terapii, prawda?
Policjant, strażnik miejski to zawody, których wykonywanie wiąże się z dużym stresem. Ale stres nie jest też obcy dziennikarzowi, który żyje pod presją, by co dzień opowiedzieć o aktualnych wydarzeniach w atrakcyjny sposób, aktorowi, który jest ciągle oceniany przez widzów i krytyków, lekarzowi, który odpowiada za ludzkie życie. Jest wiele stresogennych zawodów. Czy „Zdrowie na służbie” mogłoby być zaadaptowane i realizowane w innych miejscach pracy?
Tak. Ten program ma elementy uniwersalne. Uniwersalizm w tym przypadku polega na tym, że człowiek pracuje ze swoim indywidualnym celem zdrowotnym. A to jest sposób na dotarcie do każdego: dziennikarza, aktora, lekarza. To jest po prostu program pracowniczy. Mieliśmy bardzo dobre wyniki ewaluacji tego programu. Jestem pewna, że program ten będzie skuteczny także w pracy z inną grupą zawodową, która jest narażona na wysoki poziom stresu.