Często w terapii zadaję pytanie kobietom, czy lubią mężczyzn. Po początkowym zaskoczeniu i rozbawieniu zaczynają się zastanawiać nad tym i dochodzą do wniosku, że niekoniecznie. Najczęściej są przekonane, że mężczyźni są z natury źli, skłonni do agresji, wymagają obsługi, wykorzystują kobiety itd. A mimo to większość kobiet uczestniczących w terapii współuzależnienia nie wyobraża sobie własnego życia bez mężczyzny u boku, za cel stawia sobie utrzymanie związku bez względu na koszty.
Joanna Wawerska-Kus
Standardowy program terapii współuzależnienia w polskich placówkach leczenia uzależnień jest skoncentrowany na celu, jakim jest wyjście z bieżącego uwikłania w związku z osobą uzależnioną. Tak sformułowany cel terapeutyczny, wynikający ze sposobu definiowania współuzależnienia (wadliwa adaptacja do destrukcji wnoszonej w związek przez partnera), zawęża często tematykę pracy terapeutycznej do funkcjonowania w związku z partnerem, a metody pracy do treningu umiejętności i badania przekonań dotyczących roli kobiety jako partnerki i żony. Całe szczęście, że coraz częściej terapeuci, widząc, jak ograniczone efekty przynosi ten rodzaj rozumienia i pracy ze współuzależnieniem, rozszerzają zarówno jej zakres, jak i metody pomagania.
Szerszą perspektywę patrzenia na funkcjonowanie kobiet współuzależnionych, żon i partnerek uzależnionych mężczyzn, daje praca psychoterapeutyczna z pacjentami z grupy DDA. W terapii tej grupy bardzo wyraźnie widać, że nie są to tylko dorośli będący dziećmi alkoholika, lecz również dorośli, którzy oprócz uzależnionego ojca (najczęściej) mieli też (często) współuzależnioną matkę. I w związku z postawami obojga rodziców kształtowali swoje wzorce, wspomnienia, emocjonalność.
Fot. Katarzyna Kulesza
Jak pokazują wyniki badań, traumatyczne doświadczenia związane z piciem jednego z rodziców mogą być „zneutralizowane”, w pewnym stopniu niedeterminujące w sposób negatywny rozwoju dziecka, jeśli jedno z rodziców zachowuje wobec dziecka postawę chroniącą, akceptującą i wspierającą.
Stąd też mój postulat, aby w pracy z żonami i partnerkami mężczyzn uzależnionych lub nadmiernie pijących uwzględniać, jako stały element programów terapeutycznych, ich funkcjonowanie w roli matek. Moje doświadczenie zarówno w prowadzeniu psychoterapii dla tzw. osób współuzależnionych, jak i DDA, skłoniło mnie do próby uogólnienia postaw i zachowań macierzyńskich – występujących i istotnie wpływających na rozwój dzieci w rodzinie z problemem uzależnienia.
Ochrona, wsparcie i akceptacja
Zacznę od tej postawy, która wydaje się sprzy- jająca dla prawidłowego rozwoju dziecka bądź w znacznym stopniu ograniczająca potencjalne zagrożenia rozwojowe – to postawa chroniąca. Ochrona dziecka nie polega jednak – w rodzinie z problemami, w tym problemem uzależnienia
– na ukrywaniu przed nim prawdy. Ochrona, aby zminimalizować wpływ destrukcyjnego rodzica na dziecko, musi zawierać pewne nie- odzowne elementy.
Po pierwsze, powinna być ochroną realną. Jeśli więc np. ze strony ojca dziecku grozi bi- cie lub upokarzanie, ochrona matki powinna ten akt zatrzymać – czasami z narażeniem własnego bezpieczeństwa – poprzez stanięcie pomiędzy dzieckiem a agresorem, zagrożeniem sprawcy konsekwencjami, realnym postawieniem granicy. Po drugie, powinna być to ochrona jawna; pozbawione są mocy ochronnej zachowania i komunikaty, które chroniąc dziecko, jednocześnie przyzwalają sprawcy na kontynuowanie przemocy. A więc dziecko musi widzieć, że matka nie tylko jemu tłumaczy naganność zachowania ojca, ale ten sam komunikat formułuje wobec ojca. Czyli jawnie staje po stronie dziecka, określa jak wolno się zachowywać, a jak nie. Jawność implikuje kolejną cechę postawy ochronnej – jasność zasad; z perspektywy dziecka często nazywana sprawiedliwością.
Tak rozumiana ochrona powoduje, że dziecko czuje się wspierane przez matkę, zachowuje właściwe rozumienie roli dorosłego i dziecka, tym samym ma poczucie bycia akceptowanym w swoim prawie do słabości, do potrzeby opieki i porządku. Ten rodzaj ochrony często owocuje albo istotną korektą zachowania ojca, albo rozstaniem rodziców. To kolejna cecha tej postawy – konsekwencja. Matki chroniące swoje dzieci przed destrukcją zapisują się w ich wspomnieniach jako silne, niezależne, dające oparcie. Taki obraz kobiety jest bardzo cennym wyposażeniem na dorosłość przede wszystkim dla dziewczynek.
Ochrona oparta na wsparciu i akceptacji dziecka najczęściej pojawia się u kobiet, które same nie pochodzą z rodzin z problemem przemocy i uzależnienia oraz u tych, które same doświadczyły nadmiernej uległości i bierności własnej matki. Tym drugim, niestety, zdarza się chronić dziecko nie dla samej ochrony, ale głównie dla uzyskania dominacji nad sprawcą. Z perspektywy dziecka nie wydaje się to aż tak istotne, jeśli zachowane są wymienione przeze mnie cechy ochrony.
Zwierzenia
To bardzo częsta metoda budowania więzi z dzieckiem. Wydawałoby się, że nie niesie za sobą zagrożenia rozwojowego dla dziecka. Cóż bowiem złego w tym, że matka opowiada synowi czy córce o ważnych dla siebie sprawach, obdarza dziecko zaufaniem, a przy okazji buduje sojusz, pozwalający dziecku na ograniczenie wpływu na jego rozwój pijącego ojca? Pozornie obsadzenie dziecka w roli powiernika nosi cechy postawy ochronnej, bo zazwyczaj zaczyna się od zwierzeń, np. takich: „Ojciec już taki jest, na swój sposób cię kocha, ale nie ma co się nim przejmować, przejdzie mu”. Dziecko czuje się wspierane, ale ochrona poprzez tak budowany sojusz z matką nie jest ani realna, ani tym bardziej jawna.
Dziecko przez zaproszenie do sojuszu z matką czuje się zazwyczaj nobilitowane, a więc zaspokaja swoją istotną potrzebę – bycia ważnym. I rzeczywiście dostaje uwagę matki. Jeśli jest to dziewczynka, sojusz przeciwko ojcu wydaje się mniej dla niego zagrażający – ot, „babskie fanaberie” – ale jeśli dziecko jest chłopcem, czasami bycie powiernikiem matki prowokuje agresję ojca jako atak na jego męskość, zazdrość o konkurenta w postaci syna. Oba warianty wpływają bardzo silnie na kształtowanie się poczucia tożsamości płciowej; u dziewczynek często powoduje budowanie własnej kobiecości wyłącznie na opozycji do męskości ojca, lęku przed mężczyznami, a nawet wrogości wobec nich. U chłopców po- woduje wątpliwości co do właściwego wzorca męskości; poprzez zanegowanie przez matkę wartości ojca, wytwarza lęk tożsamościowy przed stawaniem się mężczyzną. Bo z jednej strony bycie mężczyzną oznacza upodobnienie się do ojca, a z drugiej kreowanie się według marzeń matki, co w percepcji chłopca może oznaczać stawanie się mężczyzną zniewieściałym czy nawet homoseksualnym.
Zwierzenia matki z czasem tracą nawet pozory ochrony dziecka, choć dziecko nadal może im przypisywać taką intencję. Dziecko staje się zaufanym powiernikiem matki, któremu ona powierza swoje sekrety, także te intymne. Stopniowo wikła się w symbiotyczną relację opartą na jednoczesnej nobilitacji i deprecjacji. Podnoszone do rangi dorosłego (zwierza mu się przecież dorosła kobieta), czasami proszone o radę i wsparcie, jednocześnie nie korzysta z atrybutów dorosłości, bowiem gdy jego rada lub opinia nie jest zgodna z tym, czego oczekuje matka, może być niebrana pod uwagę lub krytykowana. Przy czym dziecko nie ma żadnej możliwości zerwania lub osłabienia tej relacji. Dziecko staje się dla matki bezpiecznym odgromnikiem; dzięki niemu może się „wygadać”, odreagować frustracje związane z małżeństwem. Wentylując emocje, matka dba o homeostazę systemu rodzinnego, nie wprowadzając do niego żadnych zmian. Dziecko tymczasem jest przekonane, że sojusz z matką służy właśnie zmianom – osłabieniu pozycji ojca i uzyskaniu siły przez matkę. Poprzez tę rozbieżność rozumienia sytuacji dochodzi pomiędzy matką a dzieckiem do inwersji ról – to dziecko wspiera i ochrania matkę, a relacja jest nastawiona na zaspakajanie jej potrzeb, dziecko zaś staje się niejako „zastępczym” rem matki.
Delegowanie do zadań
Do inwersji ról i pozycji dochodzi także wtedy, gdy matka traktuje dziecko jak swoje- go zastępcę w relacji z ojcem. Dziecko w tym przypadku, to zazwyczaj tzw. bohater rodzinny, który odciąża matkę w trudach towarzyszących piciu „głowy rodziny”. Najczęstsze delegacje dotyczą pośrednictwa w rozmowie
– skłóceni rodzice wydają polecenie dziecku
„powiedz mu/jej, że…”. Robią to wówczas oboje rodzice. Kolejnym krokiem jest wysyłanie dziecka po pijącego (pijanego) ojca do miejsca, w którym on właśnie przebywa lub na poszukiwanie go do miejsc prawdopodobnego pobytu. Zdarza się to nadzwyczaj często w ro- dzinach z problemem uzależnienia. Z perspektywy dorosłego intencją takiej delegacji jest uzyskanie wpływu na dorosłego partnera po- przez dziecko, w zgodzie z przekonaniem, że dziecku trudniej odmówić, że miłość ojcowska jest silniejsza niż małżeńska, nieobarczona do- świadczeniem konfliktów.
Z perspektywy dziecka taka sytuacja jest raczej odbierana jako nadająca mu atrybuty nadmiernej sprawczości, wyjątkowości i siły, co opiera się na myśleniu o matce jako słabszej od siebie, niedającej sobie rady w trudnych sytuacjach, wymagającej wyręczenia przez kogoś silniejszego. Zadanie sprowadzenia ojca do domu jest wyznaczane dzieciom obojga płci.
Nie należą do rzadkości sytuacje, gdy podczas aktów przemocy, do których dochodzi pomiędzy rodzicami, dziecko jest delegowane do roli rozjemcy, osoby rozdzielającej sprawcę od ofiary, specyficznej tarczy chroniącej przed agresją. Dziecko często samo inicjuje tego rodzaju aktywność, ale jego inicjatywa zostaje wykorzystana jako skuteczna strategia radzenia sobie z atakami ze strony ojca. Do zadania rozdzielania walczących stron częściej delegowani są chłopcy, ale zdarza się, że dziewczynki także wkraczają pomiędzy dorosłych. Przyzwolenie ze strony matki na tego rodzaju interwencje, wzmacnianie ich poprzez wyrażanie wobec syna czy córki wdzięczności, czy wręcz wołanie ich na pomoc w sytuacjach zagrożenia, tworzy w dziecku poczucie fałszywej siły i nieadekwatnego wpływu na otoczenie.
Najtrudniejszym doświadczeniem rozwojowym w obszarze delegowania zadań wydaje się polecanie dziecku (najczęściej dziewczynce), żeby „uspokoiła tatusia”. To strategia matki służąca niedopuszczeniu do otwartego konfliktu. A więc, gdy widoczne są zwiastuny kłótni, wybuchu agresji, zachowań przemocowych, córka ma za zadanie odwrócić uwagę ojca od matki, spacyfikować jego złość, przekierować ją na obiekt neutralny. Początkowo matka formułuje wprost postulat „uspokój go”, z czasem zazwyczaj córka sama wie, kiedy potrzebna jest jej interwencja. Niestety zdarza się, że w repertuarze środków działających uspokajająco na ojca – oprócz rozśmieszania, odwracania uwagi, przymilania się – jest przytulanie się do niego, a nawet kładzenie się z nim do łóżka. I nie mówię tu o świadomym delegowaniu córki do seksualnego zastępstwa matki (choć i to się zdarza), ale o traktowaniu dziecka trochę jak przytulanki, pluszowego misia, który ma spowodować, że pijany agresor złagodnieje, zmięknie. Matki często nie są świadome, że dziecko zgadza się na tego rodzaju wykorzystywanie, bo zapewnia mu to uwagę obojga rodziców – czuje się ważne zarówno dla delegującej je do zadania matki, jak i dla uspokajanego ojca. Koszt tej ważności bywa ogromny – począwszy od zaburzeń rozwoju emocjonalnego (np. tłumienie lęku, obrzydzenia, złości) poprzez rozchwiany obraz siebie (zakłócenie poczucia autonomii, instrumentalne traktowanie siebie i innych), aż do zniekształcenia obrazu własnej seksualności (negowanie cech dojrzewania płciowego, aseksualność lub nadmierne ekspo- nowanie siebie jako obiektu seksualnego).
Jeszcze jeden sposób delegowania zasługuje na uwagę – to używanie dziecka przez matkę do ochrony przed aktywnością seksualną współmałżonka. Zazwyczaj odbywa się to poprzez ucieczkę matki do dziecięcego pokoju. Również do dziecięcego łóżka. Bardzo często w rodzinach z problemem alkoholowym matki bardzo długo, zdecydowanie za długo, czasami nawet już po okresie dojrzewania, śpią ze swoim dzieckiem w jednym pokoju lub w jednym łóżku. Dość oczywiste jest, jak ten rodzaj więzi z matką wpływa na rozwój zdolności do tworzenia intymności, poczucia autonomii. Ta sytuacja jest szczególnie krępująca dla chłopców, ale bardzo rzadko dziecko, bez względu na płeć, buntuje się na spanie z matką. Często wręcz jakby wytwarza wtórną wobec matczynej potrzebę fizycznej bliskości z matką, uzasadniając ją własnymi lękami, pragnieniem bliskości, trudnościami ze spaniem. Jakby dziecko pomagało matce uzasadnić wspólne z nią spanie, nie obciążając jej za to odpowiedzialnością.
Negowanie
Ten rodzaj postępowania jest charakterystyczny dla matek w jakimś sensie nieobecnych: gdy uciekają z domu od problemów w pracę i emocjonalnie żyją we własnym świecie, słabo kontaktując się z rzeczywistością (same mogą być np. uzależnione od leków).
W wyniku nieobecności matki dziecko pozostaje pod opieką i wpływem pijącego ojca. Jak łatwo się domyślić, doświadcza wówczas bardzo różnych stanów i sytuacji – od skrajnej samotności, poczucia izolacji, poprzez rozchwianie emocjonalne, wciąganie w sojusz przeciwko matce (np. pod hasłem ukrywania picia i jego efektów), aż do bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia (samego dziecka lub ojca).
Im trudniejsze doświadczenia spotykają dziecko pozostawione pod opieką pijącego ojca, tym silniejsza potrzeba uzyskania ochrony ze strony matki. Tymczasem matka, aby nie wprowadzać zmiany, w zazwyczaj wygodny dla niej sposób funkcjonowania reaguje na skargi dziecka poprzez pryzmat własnej obronności percepcyjnej; gdyby dopuściła do świadomości, że dziecku podczas jej nieobecności dzieje się krzywda, musiałaby wykazać się jakąkolwiek aktywnością w kierunku zmiany sytuacji. Przyznanie dziecku racji i wzięcie go pod opiekę, z odseparowaniem od ojca włącznie, wydaje się kobiecie (która zbudowała swą bezpieczną sferę funkcjonowania poza domem) zagrażające, niemożliwe do zrealizowania. Odrzuca więc informacje i sygnały, które naruszałyby jej, a tym samym całej rodziny, status quo.
Skarżące się dziecko słyszy więc zanegowanie realności własnego postrzegania, matka inaczej niż ono interpretuje fakty, odczucia i oceny. Przykłady tego rodzaju zachowania można mnożyć – najczęstsze to wmawianie dziecku, że to, co dzieje się pod nieobecność matki, jest nieuniknione („Wiesz, że mamusia nie może zostawić pracy”), zawinione przez dziecko („Może gdybyś był/a milszy/a, spokojniejszy/a, grzeczniejszy/a, tatuś nie musiałby się tak zachowywać”) i sprawia ból matce („Jak to mówisz, serce mi krwawi, chcesz, żebym nie mogła pójść do pracy?”). Dziecięca ocena faktów i ich znaczenia poddawana jest indoktrynacji; dziecko doświadczające zaniedbań i nierzadko przemocy ze strony opiekującego się nim ojca, słyszy, że tata na pewno go kocha, tylko trzeba umieć z tatą postępować. Słyszy też, że przesadza, wymyśla, konfabuluje, ma bujną wyobraźnię, stara się walczyć o uwagę mamy za wszelką cenę (należy je więc zaprowadzić do psychologa), kłamie, jest złe i wrogie. Dochodzi nawet do tego, że otrzymuje komunikat, że jest nienormalne.
Ten sposób traktowania dziecka zazwyczaj powoduje, że poddawane skutecznej indoktrynacji, wyrasta na osobę niepewną siebie, wątpiącą w swoje opinie i zdolności postrzegania, nieufającą sobie, szukającą potwierdzenia własnych opinii na zewnątrz, zawieszoną na zewnętrznych autorytetach. Oczywiście, rozwojowo może to skutkować skrajnymi strategiami przystosowawczymi; może prowadzić do ukształtowania się osobowości o cechach zależnych lub wręcz przeciwnie – do wytworzenia się postawy braku zaufania do kogokolwiek, braku oparcia w sobie i w świecie.
Najbardziej dramatyczne efekty negowania oceny rzeczywistości przez dziecko mają miejsce wtedy, gdy negowana jest przemoc i nadużycia seksualne. Dziecko pozostawione bez wsparcia w sytuacji ewidentnej, ostrej krzywdy, nie ma możliwości zbudowania osobistego porządku opartego na poczuciu bezpieczeństwa i rozumieniu sprawiedliwości. Zazwyczaj zamienia poczucie krzywdy na poczucie winy. Niestety, w przypadku nadużyć seksualnych negowanie skarg ofiar-dzieci jest zjawiskiem częstym; nierzadko najbardziej zaprzeczające matki, same doświadczyły tego rodzaju traumy we własnym życiu i dopuszczenie do świadomości, że ich dziecku przydarza się to samo – wydaje się im zagrażające dla zachowania integralności własnej tożsamości.
Fot. Katarzyna Kulesza
Karanie za płeć
Pisząc wcześniejsze części tego tekstu, ce- lowo podkreślałam znaczenie płci dziecka w relacji z matką. Kobiety żyjące w związkach z uzależnionymi lub nadużywającymi alkoholu mężczyznami mają szereg przekonań i głębo- ko zakorzenionych uprzedzeń dotyczących roli i istoty męskości i kobiecości – wyniesionych z domu rodzinnego czy ukształtowanych w wy- niku własnych, już samodzielnych doświad- czeń.
Często w terapii zadaję pytanie kobietom, czy lubią mężczyzn. Po początkowym zasko- czeniu i rozbawieniu zaczynają się zasta- nawiać nad tym i dochodzą do wniosku, że niekoniecznie. Są najczęściej przekonane, że mężczyźni są z natury źli, skłonni do agresji, wymagający obsługi, wykorzystujący kobiety itd. A mimo to, większość kobiet uczestni- czących w terapii współuzależnienia nie wy- obraża sobie własnego życia bez mężczyzny u boku, za cel stawia sobie utrzymanie związ- ku bez względu na koszty.
Przekonania na temat własnej płci, w przypadku kobiet wrogo nastawionych do mężczyzn, nie opierają się jednak na afirmacji kobiecości – wręcz przeciwnie – kobiecość postrzegana jest jako „dopust Boży”, niesprawiedliwość losu, skazanie na gorszość wobec mężczyzn, powód do zazdrości, że „im jest lepiej”.
Wyposażone w tak skonstruowany światopogląd, zostając matkami, kobiety przelewają siłą rzeczy swoje uprzedzenia na dzieci. I tak z jednej strony przekaz jest transmitowany pokoleniowo, ale z drugiej też dziecko jest „karane” za przynależność do danej płci. Chłopiec więc często bywa z założenia, zanim ujawni nawet takie skłonności, traktowany jako potencjalny agresor. Jeśli jest mu bliżej do ojca, ma z nim dobry kontakt, często słyszy od matki, że jest „całym ojcem”, że nie można mu zaufać, że ona musi go utemperować itp. Jeśli zaś syn jest w koalicji z matką, ta zazwyczaj próbuje go kształtować na wrażliwego, empatycznego i ciepłego mężczyznę, utrudniając mu identyfikację z testosteronową stroną męskości. Tak zwane męskie cechy, czyli siła, waleczność, odwaga, wzmacniane są przez matkę tylko wtedy, kiedy umożliwiają obronę jej przed ojcem lub gdy syn jest delegowany do przeciwstawienia się ojcu. W takiej sytuacji chłopiec zazwyczaj dostaje sprzeczny komunikat – bądź mężczyzną vs. nie bądź mężczyzną.
Wydawałoby się, że sytuacja dziewczynki jest łatwiejsza – ale nie zawsze tak bywa. Jeśli matka jest wrogo nastawiona do własnej płci i uważa, że mężczyznom więcej wolno, mają lepiej w życiu, są płcią uprzywilejowaną, urodzenie córki bywa dla niej pożegnaniem się z nadzieją na wejście w świat mężczyzn za pośrednictwem syna. Córka, która nie spełnia iluzorycznych pragnień matki na bycie przynajmniej matką mężczyzny, skoro już sama mężczyzną nie jest, ma utrudniony start w uczenie się bycia kobietą. Może zostać przez matkę opuszczona emocjonalnie, odrzucona, ale zazwyczaj narażona bywa na dotkliwą krytykę ze strony matki, na zawyżone oczekiwania i wymagania, które opierają się na potrzebie udowodnienia matce, że chociaż jest ona dziewczynką, to przynajmniej wyjątkową, dorównującą mężczyznom, mogącą z nimi rywalizować. I tu znów mamy do czynienia ze sprzecznym komunikatem − z jednej strony przyzwalającym na bycie kobietą, z drugiej strony negującym wartość własnej płci.
Bicie
I wreszcie to, co najczęściej umyka nam w pracy terapeutycznej z żonami uzależnionych lub nadużywających alkoholu mężczyzn: przemoc gorąca, stosowana wobec dziecka przez matkę, czyli bicie dziecka. Zazwyczaj traktujemy żonę jako ofiarę przemocy, pochylamy się nad jej cierpieniem, pomagamy jej w wyjściu z uwikłania i obronie własnych granic psychologicznych i fizycznych. Częściej pamiętamy o tzw. wtórnych korzyściach z przemocy niż o tym, że w myśl teorii Karpmana o trójkącie dramatycznym, wybawca może stać się ofiarą, a ofiara prześladowcą. Bo tak zazwyczaj dzieje się w relacji matki doświadczającej przemocy ze strony ojca, delegującej syna, choć częściej córkę, do roli wybawcy, a potem niejako „odgrywającej się” na dziecku za własną bezsilność, słabość, poczucie krzywdy.
Warto pytać o to kobiety zgłaszające się na terapię współuzależnienia: czy krzyczą na swoje dzieci, czy biją je; jeśli tak, to w jaki sposób, czy delegują je do zadań powodujących inwersję pozycji dorosły/dziecko, czy śpią ze swoim dzieckiem, czy zwierzają się mu?
Pomijanie tych wątków w terapii współuzależnienia wydaje się niejako utrwalaniem dychotomicznego widzenia roli rodziców, z jakim na terapię trafiają pacjenci z grupy DDA: ojciec (alkoholik) jest zły, mama (nie- pijąca) jest dobra. Same żony mężczyzn pijących problemowo budują taki obraz własnej pozycji w rodzinie – stawiają się jednoznacznie w roli strony pokrzywdzonej, mówią, że mają bardzo dobry kontakt z dziećmi. I nie kłamią – nie da się zanegować, że ich życie jest trudne, pełne cierpienia. W dodatku dzieci bez względu na to, jak są traktowane przez matki, stają najczęściej po ich stronie, dbają o ich bezpieczeństwo i komfort – z perspektywy matki, to dobra relacja: oparta na silnej, obopólnej więzi, uwikłaniu, przemieszaniu ról.
Musimy pamiętać, że „wadliwa adaptacja” do sytuacji destrukcji w rodzinie nie ogranicza się do relacji kobieta−mężczyzna; jest przenoszona dalej, na kolejne pokolenie, które aktywnie uczestniczy we wzajemnym uwikłaniu matki i ojca. Małżeństwo tworzą dwie osoby, rodzinę – wszyscy jej członkowie.
1 K. Gąsior, Funkcjonowanie noopsychospołeczne i problemy psychiczne dorosłych dzieci alkoholików, Difin S.A. Warszawa 2012.
2 J. Wawerska-Kus, Dzieciństwo bez dzieciństwa, Dywiz, Warszawa 2009.
3 S. Wegscheider-Cruse, Nowa szansa. Nadzieja dla rodziny alkoholowej, Instytut Psychologii Zdrowia, Warszawa 2000.
4 Z. Sobolewska, Odebrane dzieciństwo: psychologiczne problemy Dorosłych Dzieci Alkoholików, Instytut Psychologii Zdrowia. Polskie Towarzystwo Psychologiczne, Warszawa 2000.
5 C. Salter Anna, Drapieżcy. Pedofile, gwałciciele i inni przestępcy seksualni. Kim są, jak działają i jak możemy chronić siebie i nasze dzieci, Media Rodzina, Poznań 2005.
6 Z. Miłoszewski, Gniew, WAB, Warszawa 2014.
7 B. Szymkiewicz Bogna, Zranione stany świadomości. O bólu, złości i nieświadomym używaniu siły w relacjach, ENETEIA Wydawnictwo Psychologii i Kultury, Warszawa 2006.