Miesięcznik „Świat Problemów”
  • O nas
  • Redakcja
  • Prenumerata
  • Archiwum
  • Dla autorów
  • Kontakt

Twórczość w profilaktyce i resocjalizacji

W moim przekonaniu jedynym skutecznym podejściem do człowieka jest podejście pozytywne, nie negatywne; nie karanie, a dawanie szansy rozwoju – mówi prof. Marek Konopczyński, pedagog resocjalizacyjny, twórca koncepcji twórczej resocjalizacji w rozmowie z Aleksandrą Przyborą.

Aleksandra Przybora: Czy wszyscy ludzie są twórczy?

Marek Konopczyński: Wszyscy ludzie są potencjalnie twórczy. Twórczość jest nierozerwalnie związana z funkcjonowaniem człowieka – społecznym, ale również osobowym. Bo co to jest twórczość? To jest pewna forma aktywności człowieka zakończona jakimś dziełem, zmaterializowanym bądź nie, przekraczającym w formie i treści dotychczasowe standardy. Wielka twórczość, artyzm jest rzadko spotykana. Na ogół mówimy o takiej twórczości, która dla jej autora jest czymś nowym, ale dla ludzkości niekoniecznie. Dziełem twórczym nie musi być wiersz, obraz czy rzeźba. Dla dziecka może to być zawiązanie sznurowadeł w butach, a dla osoby dorosłej opanowanie nowej, alternatywnej formy rozwiązania konfliktu, na przykład wewnątrzrodzinnego.

Na czym polega potencjał twórczości w człowieku?

Każdy człowiek posiada zespół cech zwanych w psychologii strukturami poznawczo-twórczymi. Są to: percepcja, emocje, motywacje, pamięć, myślenie i wyobraźnia. Struktury te mogą funkcjonować na różnych poziomach. Percepcja może polegać na korzystaniu z kodów kulturowych i bezkrytycznym powielaniu stereotypów społecznych. Może także wspiąć się na wyższy etap rozwoju i uwzględniać własne doświadczenia osoby percypującej. Podobnie jest z emocjami: mogą mieć charakter negatywny i blokować relacje międzyludzkie lub być pozytywne i rozwojowe, umożliwiające szersze i głębsze kontakty społeczne. Tak samo dzieje się z myśleniem czy wyobraźnią, które albo są stereotypowe i odtwórcze, albo nabywają cech myślenia kreatywnego i twórczego, nieszablonowego.

Co sprawia, że u jednych te struktury rozwijają się bardziej, a u innych mniej?

Są co najmniej trzy płaszczyzny ograniczeń. Po pierwsze, jest płaszczyzna biologiczno-genetyczna.
Zdarzają się aberracje chromosomalne, jakieś dewiacje rozwoju płodu, mózgu. Po drugie, w grę wchodzi kwestia socjalizacji. Na rozwój wpływa potencjał najbliższego środowiska socjalizacyjnego, czyli domu rodzinnego, rówieśników, osób znaczących. Trzecia kategoria to kategoria cywilizacyjno-kulturowa, czyli szerszy kontekst. Inaczej będzie się rozwijało dziecko w maleńkiej wiosce, a inaczej dziecko w wielkim mieście z dostępem do wysokiej kultury i osób, które poszerzają jego horyzonty. Trzeba dodać, że rozwój tych struktur jest czymś naturalnym w cyklu życia człowieka. Może jednak zostać zablokowany. Na przykład umieszczenie nieprzystosowanego społecznie dziecka w placówce zamkniętej bez wątpienia zablokuje jego rozwój.

Izolacja nie jest konieczna w resocjalizacji?

Wręcz przeciwnie. Takie myślenie wynika z pewnej medykalizacji nieprzystosowania społecznego, które traktujemy jak „społeczną chorobę”. A ponieważ choroby leczy się w szpitalach, tę samą rolę przypisujemy placówkom resocjalizacyjnym. Uznajemy, że odizolowanie człowieka, który popełnił czyn zabroniony, jest dla jego dobra i ma wartość naprawczą. To jest oczywistą bzdurą! Przecież mówimy o re-socjalizacji, czyli ponownym wyuczeniu funkcjonowania w rolach społecznych i życiowych. Jak można w środowisku a-socjalizacyjnym kogoś socjalizować? Jak nauczyć młodego chłopaka kontaktu z kobietą opartego na zaufaniu i szacunku, a nie zniewoleniu i manipulacji, skoro zamyka się go na pięć lat z samymi chłopakami i nie dopuszcza do żadnego kontaktu z płcią przeciwną? To jest absurd, ale absurd aprobowany społecznie. Przeciętny obywatel, nie tylko Polski, ale Europy i świata uważa, że izolacja jest świetnym sposobem na naprawę człowieka.

W 2017 NIK wydał raport o działalności resocjalizacyjnej Młodzieżowych Ośrodków Wychowawczych. Wynika z niego, że w ciągu 5 lat od opuszczenia ośrodka w konflikt z prawem wchodzi aż 60% byłych wychowanków MOW. Dlaczego system resocjalizacji młodzieży tak słabo działa? 

Trudno w ogóle mówić o systemie. System to ciąg funkcjonalnych, organizacyjnych powiązań. A u nas takich powiązań nie ma. Placówki socjalizacyjne, jak domy dziecka, prowadzi jeden resort – resort rodziny, pracy i polityki społecznej. Ośrodki wychowawcze dla dzieci z deficytami to domena resortu edukacji, a zakładami poprawczymi zarządza resort sprawiedliwości. Każdy z nich ma odmienne podejście do zjawiska. Brakuje współdziałania instytucjonalnego: komunikacji, wzajemnych badań i danych statystycznych. Nie ma nawet wspólnych konferencji, spotkań… To są oddzielne kawałki tortu. I to jest jedna przyczyna.

A druga?

Druga jest taka, że stosowane metody nie przynoszą zamierzonych efektów. Jeżeli nawet wywołuje się jakieś zmiany, nie są one trwałe – zwróciła Pani uwagę na ogromny problem recydywy. Hipokryzja leżąca u podstaw myślenia o naprawie drugiego człowieka, o zmianie jego funkcjonowania, jest w XXI wieku porażająca. Nikt nie chce spojrzeć prawdzie w oczy. Dostrzegalny brak efektów próbuje się tłumaczyć niedoskonałością pracy kadry wychowawczej, a ludzki kontakt zastępuje się zwiększaniem represyjności. To wszystko oparte jest na behawioralnej wizji świata, na wierze w sterowanie człowiekiem poprzez system kar i nagród. Ta doktryna, moim zdaniem, jest bliska upadku. Człowiek wymyka się spod kontroli. W moim przekonaniu jedynym skutecznym podejściem do człowieka jest podejście pozytywne, nie negatywne; nie karanie, a dawanie szansy rozwoju.

I tym jest twórcza resocjalizacja?

Tak. Klasyczne oddziaływania resocjalizacyjne i profilaktyczne opierają się na identyfikacji i eliminowaniu czynników ryzyka. To działalność korekcyjna skoncentrowana na tym, co w wychowanku jest „nie tak”. Ale formy negatywnego przekazu nie są skuteczne. Wywołują tak zwany efekt reaktancji, czyli opór wynikający z poczucia ograniczania osobistej wolności. To, co zabronione, staje się przez to bardziej atrakcyjne. Ten efekt jest szczególnie silny u młodzieży, która dopiero buduje swoją tożsamość. A cechą młodości jest wola doświadczania! Dlatego twórcza resocjalizacja ma największe szanse u młodych. To jest dla nich otwarcie pewnego pola na doświadczenie czegoś nowego w sposób bezpieczny. W teatrze, na przykład, nic nie dzieje się naprawdę: mogę grać anioła i mogę grać diabła. A jak trafię na rolę, z którą się zidentyfikuję – trzeba mi tylko pomóc ją utrwalić

W jaki sposób można to osiągnąć?

W rozwoju najważniejsza jest relacja z drugim człowiekiem. Nam chodzi o relację pomiędzy osobą, której dotyczą oddziaływania oraz osobą spoza jej dysfunkcyjnego środowiska, takim mentorem. To rodzaj coachingu! Od dawna twierdziłem, że wychowawców w świecie resocjalizacji powinni zastąpić coache. Wychowankowi należy pomóc zaprojektować nowe życie, zamiast tkwić z nim w starych schematach. To polega na przemieszaniu światów. Interakcjoniści mawiają, że człowiek w życiu ma wiele relacji społecznych, ale czasem wystarczy tylko jedna, głęboka więź, która diametralnie zmieni jego funkcjonowanie. Jednakże takie ważne, kreujące relacje trzeba najpierw gdzieś nawiązać. A w zamkniętej placówce, w której jest jeden wychowawca na czterdziestu wychowanków… tego się nie da zrobić.

Jak relacja może pomóc w procesie resocjalizacji?

Moja koncepcja opiera się na założeniu, że nieprzystosowanie społeczne to efekt nieprawidłowo ukształtowanej tożsamości. Definiuję ją za Anthonym Giddensem jako „funkcjonalny sposób myślenia o samym sobie i własnych priorytetach w kontekście ich społecznego odbioru”. Sposób, w jaki ludzie myślą o sobie, wpływa na ich postępowanie. Gdy to myślenie jest dewiacyjne, może stać się piętnem, utrudniać pełnienie ról i spychać na margines życia społecznego. Celem jest więc zmiana tożsamości, ale tego nie da się zrobić na siłę. Tożsamość jest odporna na przymus i kary. Zmienia się, jeśli ktoś znaczący dostrzeże i pomoże rozwinąć u osoby resocjalizowanej jej mocne strony. Tak, aby ona sama uwierzyła, że może być zaakceptowana.

Jakie w tym wszystkim miejsce zajmuje twórczość i sztuka?

Budowanie nowej tożsamości dokonuje się poprzez kształtowanie potencjałów i rozwój struktur poznawczo-twórczych. Jednym z narzędzi użytecznych w tym procesie jest sztuka. Polega to na tym, że próbuje się młodych ludzi wciągnąć w krąg jej oddziaływań. Może to być plastyka, muzyka, fotografia czy teatr – ale także sport – jako emanacja kultury. Ważne jest to, aby osoby resocjalizowane nauczyły się funkcjonowania w alternatywnych rolach: jestem złodziejem, ale mogę być plastykiem, mogę być muzykiem, mogę być piłkarzem.

To brzmi ryzykownie. Co z nadmiernym rozbuchaniem ambicji takiej osoby i frustracją, która może ją spotkać, gdy okaże się, że jednak na zawodowego muzyka czy plastyka tego potencjału nie wystarcza?

To prawda, takie ryzyko istnieje. Dlatego wychowawcami muszą być specjaliści, którzy nie dopuszczą do takiej sytuacji. Niestety w Polsce często zajmują się tym przypadkowe osoby… Na przykład artyści, którzy nie mają niezbędnych narzędzi oddziaływania ani nawet świadomości tego ryzyka. Skupiają się na nauczaniu rzemiosła i chcą z tych wychowanków też zrobić artystów. To taki syndrom aktorki z „Cześć Tereska”. Nikt nie pracował z tą dziewczyną, zabrakło równowagi. Wtłoczono ją w machinę sztuki i zniszczono przez taką kreację. Tego należy się bać. Nam przecież nie chodzi o wielką twórczość, tylko o twórczość dla samego siebie, zwaną autoteliczną. O poznanie siebie jako człowieka wrażliwego, z potencjałem do tworzenia czegoś, co jest odmienne od dotychczasowego.

A może wystarczy samo obcowanie ze sztuką, bez angażowania się w proces tworzenia?

To powinno być takim preludium, wstępem do dalszych działań. Jeżeli ktoś zacznie doświadczać sztuki, prędzej czy później sam będzie chciał się w niej wypróbować. Mówi się, że kultura uszlachetnia. Tu nie chodzi o uszlachetnianie. Chodzi o zainicjowanie przyspieszonego rozwoju. Wyobraźmy sobie sytuację, w której zakładamy dziecku but i nie zdejmujemy go przez pięć lat. Czy jego stopa przestaje rosnąć? Nie, rośnie, ale zdeformowana. To samo jest z tożsamością. Gdy rozwój jest zablokowany, on wciąż następuje, tylko jest chory. Twórcza resocjalizacja otwiera możliwość ponownego rozwoju, zbudowania nowej tożsamości. Dzieje się to poprzez obcowanie ze sztuką, tworzenie jej, ale też poprzez każde inne doświadczenie, które w jakimś stopniu uruchamia myślenie, percepcję, motywację, pamięć, emocję i wyobraźnię. Wspaniale działa tu także sport, wolontariat.

Czy to znaczy, że podczas zajęć nie jest konieczne poruszanie wprost tematyki związanej z obszarem ryzyka?
Absolutnie nie! Powiedziałbym nawet, że poruszanie jej wprost niweczy efekty naszych działań. Zwłaszcza że najczęściej stosuje się przy tym szereg bodźców awersyjnych, a one generują tylko opór i efekt odwrotny do zamierzonego: usztywniają myślenie. Inna sprawa, że często realizuje się programy zupełnie niedostosowane do dominujących w danych miejscach problemów. A metody twórczej resocjalizacji są uniwersalne, bo skupiają się na tym, co w wychowankach już jest najlepszego.

Czy istnieje jakaś fundamentalna różnica pomiędzy twórczą profilaktyką a twórczą resocjalizacją? To prawie dokładnie to samo, bo jedno i drugie oparte jest na procesie socjalizacji. W obu przypadkach zachodzą trzy podstawowe mechanizmy: naśladownictwo, identyfikacja i internalizacja. Naśladownictwo naturalnie wynika z obecności osoby znaczącej. Pod wpływem narastającego podobieństwa następuje identyfikacja. Ostatnim etapem jest internalizacja, przyswajanie nowego systemu wartości jako własnego. Te trzy mechanizmy są ze sobą ściśle połączone, co niestety często jest niedostrzegane… Wartości nie mogą być oderwane od osoby, która je przekazuje.

Przypomina mi się pewien znany w czasach komuny profesor etyki, bardzo nadużywający alkoholu. W trakcie jednego z seminariów profesor był nietrzeźwy, wtedy jeden ze studentów zapytał: „Profesorze, pan tak pięknie mówi o godnym życiu, a przychodzi pan na zajęcia pijany…”. On wtedy odpowiedział: „A czy widziałeś kiedyś drogowskaz, który sam idzie w kierunku, który wskazuje?”. Dowcipne, ale takie myślenie ma w resocjalizacji fatalne konsekwencje. Lepiej powiedzieć brutalną prawdę niż zachowywać się nieadekwatnie do przekazu. Aby nastąpiła identyfikacja, absolutną podstawą jest spójność.

Jak wygląda twórcza resocjalizacja w praktyce?

Metod jest wiele… Warto dostosowywać je do indywidualnych zainteresowań i biografii wychowanków. Przytoczę przykład eksperymentu, który zainicjowałem w latach 90. ubiegłego wieku: Scena Coda. Wzięły w nim udział wychowanki Zakładu Poprawczego w Falenicy i zespół złożony z profesjonalnych aktorek, reżysera, terapeuty. Wspólnie napisaliśmy scenariusz oparty na fragmentach życiorysów tych dziewczyn. Na końcu powstało przedstawienie, ale najważniejsze były próby. Prawdziwe zetknięcie dwóch światów. Na pierwsze spotkanie dziewczyny przyszły wymalowane, wystrojone, wyniosłe. Gdy posadzono je razem z aktorkami, ubranymi w proste jeansy i koszulki, zapytały: „Panie Marku, to gdzie są te aktorki?”. Ja mówię: „Tutaj”. „Pan nie kituje! – odpowiedziały. – My mamy kolorówki, wiemy, jak aktorki wyglądają. Co to za ściema”. Następnym razem aktorki przyniosły plakaty ze swoimi wizerunkami… Dziewczyny przekonały się w czym rzecz. Ze spotkania na spotkanie znikały fikuśne fryzury, szpilki, ciężkie makijaże. Po dwóch miesiącach w kręgu siedziały podobne do siebie kobiety. Bez żadnej sugestii. Naśladownictwo, identyfikacja, internalizacja. O to w tym chodzi.

Co, Pana zdaniem, najbardziej im pomogło?

Zobaczyły, że mają światu coś do zaoferowania i że są akceptowane. Pojawił się potem długi reportaż w Gazecie Wyborczej. Jedna z dziewczyn opowiadała w nim: „Przyszedł na premierę prokurator, który mnie zamykał, i przyniósł mi kwiaty”. My zabieraliśmy je z tego poprawczaka i włączaliśmy w normalny świat. Niestety, system nie był na to gotowy (nadal zresztą nie jest). Najbardziej przykre było zakończenie projektu. Na premierę zaprosiliśmy ich rodziny, bliskich, wszystkim zorganizowaliśmy kolację i nocleg w hotelu. Ale wychowawcy dziewcząt nie pozwolili im na nocowanie w nim. Natychmiast po zakończonym przedstawieniu musiały wrócić do zakładu poprawczego. Brutalna rzeczywistość… Ale jednak coś im z tego wydarzenia zostało. Przekonały się, że można funkcjonować inaczej.

Czy oddziaływania, o których mówimy, mogą sprawdzić się również w profilaktyce zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży?

Epidemia lęku i depresji wśród młodzieży to w dużej mierze efekt ich funkcjonowania w jednorodnym, zamkniętym świecie. Stworzenie alternatywy, umowności, innego świata zawsze będzie korzystne. Jeżeli ja funkcjonuję w świecie dom–szkoła–zajęcia pozaszkolne, a ten świat wymaga ode mnie bezwzględnego posłuszeństwa, to gdzie ja mam testować siebie w innych sytuacjach? W sporcie, w sztuce – tam mogę być niepokorny! Świat, w którym działa się według ściśle określonych reguł gry, trzeba wzbogacić o możliwość bezpiecznego, alternatywnego funkcjonowania, sprawdzania i wyrażanie siebie. Jestem absolutnie przekonany (i są na to dowody naukowe), że najbardziej rozwijające zajęcia to zajęcia artystyczne. Nie matematyka, nie chemia… To sztuka jest miejscem, w którym można naprawić człowieka, jego (nasz) świat.

 

Poprzedni artykuł Apteczka Pierwszej Pomocy Emocjonalnej
Kolejny artykuł Warto inwestować we współpracę

Podobne artykuły Podobne artykuły

Pozytywna profilaktyka po 10 latach

Internetowy hejt po obu stronach monitora: konsekwencje cyberprzemocy

Substancje psychoaktywne w internecie  – wpływ postępu technologicznego na zjawisko narkotyków i narkomanii

Substancje psychoaktywne w internecie – wpływ postępu technologicznego na zjawisko narkotyków i narkomanii

Stowarzyszenie „Joker” – partnerska współpraca z gminą

Mity na temat uzależnienia od pracy

Poczucie winy znika, gdy jestem OK

Trudności w leczeniu kobiet uzależnionych od alkoholu

Ustawa o zdrowiu publicznym i Narodowy Program Zdrowia

Ustawa o zdrowiu publicznym i Narodowy Program Zdrowia

Marzec 2021



str.
3

Artur Malczewski
Dbamy o jakość profilaktyki

str.
6

Bartosz Kehl
Wyzwania Systemu rekomendacji programów profilaktycznych i promocji zdrowia psychicznego

str.
11

Kaja Chojnacka
Wyloguj swój mózg, czyli profilaktyka uzależnień behawioralnych

str.
14

Katarzyna Kulesza
Profilaktyk Roku 2020

str.
16

Z Leszkiem SZAWIŃSKIM – pedagogiem, autorem i realizatorem programów profilaktycznych, laureatem nagrody „Profilaktyk Roku 2020” – rozmawiała Aleksandra PRZYBORA
Profilaktyka jako spotkanie

str.
19

Katarzyna Łukowska
Pandemia COVID-19 – czas szukania drogi dla nowej formy profilaktyki

str.
23

Z dr Teresą JADCZAK-SZUMIŁO, psychologiem, ekspertem Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, rozmawiała Aleksandra PRZYBORA
Profilaktyka spektrum płodowych zaburzeń alkoholowych

str.
26

Z dr Katarzyną OKULICZ-KOZARYN rozmawiała Aleksandra PRZYBORA
FAR-SEAS – program profilaktyczny

str.
28

Z Łukaszem ŁAGÓDEM – psychologiem ze Stowarzyszenia S OS Wioski Dziecięce w Polsce – rozmawiała Beata MODRZEJEWSKA
Częstym problemem rodzin jest bezradność

str.
31

Beata Modrzejewska
Zrozumieć zagrożenia, zapobiegać szkodom

Czytelnia Świata Problemów

Diana Malinowska, „Kiedy praca szkodzi? Wskazówki dla terapeutów pracujących z osobami nadmiernie angażującymi się w pracę”

Diana Malinowska, „Kiedy praca szkodzi? Wskazówki dla terapeutów pracujących z osobami nadmiernie angażującymi się w pracę”

Piotr Szczukiewicz, Drogi do zdrowia.

Piotr Szczukiewicz, Drogi do zdrowia.

Zobacz także:




© 2015 Wszystkie prawa zastrzeżone Świat Problemów.
Zaprojektowane i wykonane przez Sobre
Close Window

Loading, Please Wait!

This may take a second or two. Loading, Please Wait!